Pasek

Chronica Genusmuto Logo

Chronica Genusmuto Logo

niedziela, 10 grudnia 2017

Rozdział XXXVII

Już z oddali słyszałem stukot na korytarzu, więc zsunąłem telefon i wsunąłem go do kieszeni. Od jakiegoś tygodnia Horacio przy chodzeniu podpierała się laską. Twierdziła, że to sprawa tymczasowa związana z kontuzją na treningu, ale nie byłem tego pewny. Nie zamierzałem naciskać na wyjawienie prawdy, bo i tak by to nic nie dało. Jeśli Horacio uznałaby, że potrzebuje mojej pomocy, zapytałaby o nią. A znając ją, pewnie i nawet zażądała.
Opadłem na łóżko za sobą i wyciągnąłem się, rozkoszując ostatnią chwilą spokoju. Ostatnio wracałem z Memoriae niemal w czasie rzeczywistym. Xin’ai twierdziła, że najwyraźniej biblioteka mnie lubi, ale podejrzewałem, że była to zwykła wymówka. Nie to było teraz dla mnie problemem.
Xin’ai wiedziała, kim była moja matka. Czyżby mój ojciec powiedział jej, gdy tworzył swój jedyny wpis do kroniki? A może już dziadek o tym wiedział? Czemu więc nie zamieścił tego w kronice? Przecież zapisywał wszystko, nawet ceny biletów metra, czy zakup nowego kimona. A przecież mówiła to z taką pewnością siebie, że nie mogła blefować… Po prostu nie mogła. Nie wierzyłem, że byłaby aż tak okrutna. Poza tym, powoli zaczynało do mnie docierać, że wcześniej zignorowałem jeszcze jeden ważny aspekt jej wypowiedzi - nawet, jeśli kobieta mówiła o dziadku od strony matki, nie było takiej szarganej możliwości, by żył ponad pięćset lat temu. Chyba, że... Chyba, że był demonem. A to by znaczyło, że jeszcze jakieś czterdzieści lat temu w Chinach żył jakiś demon. To nie trzymało się kupy.
- A ty znowu nic nie robisz. Twój dziadek… - zaczęła Horacio, jak zwykle wchodząc jak do siebie. Jako że i tak ją zazwyczaj słyszałem dzięki wyostrzonym zmysłom, nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, dopóki nie wychodziłem właśnie spod prysznica lub robiłem coś osobistego.
- Też się cieszę, że cię widzę - uśmiechnąłem się szeroko, podnosząc się do siadu. - Musisz wybaczyć, że sam, a nie z dziadkiem. Sama rozumiesz, duchy rzadko kiedy przychodzą na pogawędki.
- Trochę pokory. Ja nie wiem, czego uczą to wasze pokolenie.
- Przede wszystkim pukania - odpowiedziałem z dwuznacznym mrugnięciem. Dopiero teraz zauważyłem, że w drzwiach stała cały czas jakaś mniszka. Miała może piętnaście lat, ale już nosiła strój osoby wysoko postawionej w strukturze Kon-Kokko. - To ta dziewczyna, o której mówiłaś?
- Tak, to jest Lao. Wchodź, dziecko - Lao popatrzyła na mnie pytająco, a ja tylko wzniosłem oczy ze wzruszeniem ramion.
- Skoro pani włości tak mówi, to co ja się będę kłócił - prychnąłem zgryźliwie, ale przeorysza tego nie skomentowała. Mniszka weszła nieśmiało i usiadła sztywno przy stole. Nie do końca byłem pewny, czy zachowuje się tak pod wpływem Horacio, moim jako kokko, czy dawno nie widziała żadnego mężczyzny. W każdym razie, nie wróżyłem jej owocnej kariery jako przywódczyni czegokolwiek więcej niż szkolnego kółka fotograficznego. Postanowiłem się zabawić. - Nie sądzisz, że powinienem ją poznać zanim podejmę jakąś decyzję, co?
- Nie krępuj się, po to tutaj przyszłyśmy - kobieta machnęła ręką w zapraszającym geście.
- Nie potrzebuję do tego osób trzecich - dodałem sugestywnie, gdy między nami zapanowała cisza. Westchnąłem i wstałem z łóżka, gdy nie doczekałem się reakcji. - Przejdziemy się - uśmiechnąłem się szarmancko, podając Lao rękę, by łatwiej jej się wstawało. Dziewczyna skinęła krótko i podniosła się z krzesła, ale nie przyjęła mojej pomocy. Nieco zawstydzona, poczłapała za mną. Może i widzieli mnie tutaj już z Soujirou, ale przecież nikt nie mógł mieć pewności, czy aby na pewno jestem mu wierny i nie będę zainteresowany jakąś uroczą mniszką. W każdym razie to dziewczę z pewnością brało pod uwagę taką możliwość.
Przeszliśmy półotwartym korytarzem i zeszliśmy w ścieżkę krzewów różanych.
- Paniczu kokko? - zaczęła w końcu nieśmiało dziewczyna po dłuższej chwili marszu w milczeniu.
- Ach, no tak. Gdzie moje maniery - uśmiechnąłem się uwodzicielsko. Nie wiem, co teraz działo się w głowie mniszki, ale ja bawiłem się świetnie. Jej reakcje były takie niewinne, wręcz dziecięce. I zdecydowanie niepasujące do przyszłej przeoryszy. - Hei Guyie - stwierdziłem, wyciągając dłoń.
- Yuzuka Hoto… znaczy się Lao. Przepraszam, paniczu kokko - dziewczyna wyraźnie była speszona. Chwyciłem jej dłoń mocniej zanim zdążyła ją cofnąć i przystawiłem sobie do ust, całując jak na europejskich filmach. Lao była niemal tak czerwona jak róże na lewo od jej stóp.
- Wystarczy Hei. Nie bądźmy takimi formalistami - puściłem do niej oko i zwolniłem uścisk.
- Ale paniczu kokko! Tak przecież nie wypada zwykłym ludziom do… - dziewczyna zawahała się.
- Do bogów, co? - prychnąłem zniesmaczony. Zupełnie nie wiedziałem, co Horacio widziała w tej dziewczynie. Przecież to aż nazbyt zalatywało jakąś prowokacją. Zupełnie, jak gdyby Horacio chciała, żebym… i właśnie w tym momencie zrozumiałem, co wymyśliła ta stara mniszka. - Widzisz, kochana, jednego aktora już mam w swoim towarzystwie - oznajmiłem, upewniając się, że telefon mam schowany w kieszeni spodni, a nie zostawiłem go w pokoju. Sztylet od Xin’ai też zresztą wisiał mi przy pasku. - I to dużo lepszego aktora. Od razu widzę, że ktoś gra - No, powiedzmy, że widzę. - Możesz powiedzieć Horacio, żeby następnym razem trochę bardziej się postarała. Nie lubię kiepskich żartów. Trafisz sama z powrotem?
-T-tak, paniczu kokko - widziałem, że dziewczyna była przerażona moim odkryciem prawdy. W gruncie rzeczy nie chciałem się nad nią pastwić. Byłem pewny, że nie była niczemu winna i działała jedynie z polecenia Horacio. Wolałem popełnić nietakt, niż kazać spojrzeć w oczy przełożonej w mojej obecności.
- W takim razie pani wybaczy - ukłoniłem się dworsko i odszedłem, zostawiając dziewczynę samą.

~~^.^~~

Przeciągnąłem się i rozejrzałem jeszcze raz. Od prawie pół godziny siedziałem na zamszonym murku i czekałem, aż wreszcie podjedzie pode mnie Nicholas. Powoli już zaczynało mnie irytować rozstawienie nowego telefonu przy przeglądaniu na nim Internetu. Będę musiał rozejrzeć się za tabletem. Albo przynajmniej jakimś poręcznym rzutnikiem wirtualnym współpracującym z Hitachim.
W końcu z oddali wyłonił się czarny lincoln. Chwilę zajęło zanim zrównał się ze mną, powoli tocząc na wolnych obrotach. Bez słowa wsiadłem do środka i zapiąłem pas. Widziałem po Nicholasie, że coś się stało. Jeśli dotyczyło to Genusmuto, to sam zacznie rozmowę. Jeśli tej tajemniczej prywatnej sprawy, dla której znikał co kilka dni, decyzja też leżała po jego stronie.
- Mamy nowe ofiary - oznajmił w końcu, ale powiedział to zbyt beznamiętnym głosem, by był to powód jego zdenerwowania. - Jedna tanuki od Łowców i trójka ludzi od Neko-chan - dodał po chwili. „Neko-chan” - tak skrótowo zaczęliśmy mówić o Felis polującym na terenie Tokio. W sumie to zaczęło się od zgryźliwej uwagi Nicholasa w stosunku do Dmitrija i tak już zostało. - Tanuki to Hyouko Onitazuka. Niespełna pięćdziesiąt lat, pracowała jako sekretarka w niedużej firmie farmaceutycznej. Nie znam szczegółów, ale Aurelien mówił, że powinieneś ją kojarzyć.
- Onitazuka? - zerknąłem z ukosa na kierowcę, próbując skojarzyć nazwisko. - Onitazuka… Nic mi nie przychodzi do gło… a nie, wiem. O ile dobrze kojarzę, to jakaś Onizuka robiła kiedyś z Zu deale zaopatrzeniowe. Chyba. Mogę to jeszcze sprawdzić, jak Aurel potrzebuje informacji.
- Nie wyglądał na niedoinformowanego - odparł spokojnie Nicholas, skręcając w lewo. - Próbował odnaleźć jakąkolwiek rodzinę, ale wiemy tylko tyle, że albo nie posiadała nikogo bliskiego, albo skrzętnie to ukrywała.
- Stawiałbym na to pierwsze - stwierdziłem, zerkając na telefon. Miałem nieodebraną wiadomość od Soujirou. - Szczęśliwe mamusie dwójki dzieci nie wchodzą z własnej woli w szarą strefę.

Soujirou
Cos sie stalo Xiaogou. Musze po niego pojechac, nie matw sie, jak nas nie bedzie w domu. Wrocimy do mnie.
Wysłano o 16.32

Niezadowolony spojrzałem na zegarek. Była prawie osiemnasta, więc pewnie siedzieli już w domu. Obiecałem wrócić przed siedemnastą. Gdzie ten czas poleciał…?
- Daj mi sekundkę, muszę zadzwonić do Soujiego - nie czekając na odpowiedź, wybrałem numer do kochanka. Odebrał dopiero po trzecim sygnale.
- Hei, gdzie ty jesteś? Mówiłeś, że będziesz godzinę temu - słyszałem, że mężczyzna się denerwuje. Po raz kolejny dawałem mu powód do stresu. Notoryczne spóźnianie się zaczynało nam obu wchodzić w nawyk. Mnie i Nicholasowi.
- Wybacz skarbie. Zebranie mi się przeciągnęło i dopiero teraz jestem wolny. Nick mnie już podwozi - powiedziałem przepraszająco, uśmiechając się jak głupi do słuchawki telefonu. - Jesteście w apartamencie, tak?
- Tak. Ja, Xiaogou i mój ojciec. Czekam na ciebie - zmroziło mnie. Co takiego niby miałby mi do przekazania ojciec Soujirou, MĄŻ TEJ SUKI?!
- Nie licz na zbyt wiele - wycedziłem w końcu, powstrzymując się przed czymś jeszcze bardziej nieprzyjemnym. Zupełnie nie byłem w nastroju na rozgrzebywanie tej rany. Zwłaszcza po tym, czego dowiedziałem się od Xin’ai. - Co ze szczeniakiem? - zmieniłem temat, celowo używając japońskiego słowa.
- Miał mały wypadek i mój ojciec musiał się nim zająć w klinice. Wszystko już jest pod kontrolą. Opowiem ci, jak wrócisz - nie wiem, dlaczego, ale wydało mi się, że z jakiegoś powodu był to temat niewygodny dla Soujirou.
- Jak chcesz. Będę za jakieś pół godziny. Do zobaczenia, kochanie - rozłączyłem się i westchnąłem ciężko. - Podjedziemy pod jakiś spożywczak po drodze? - spytałem Nicholasa, nie odrywając wzroku od telefonu. Czułem, że jedynie alkohol poprawi mi humor. Dużo alkoholu. W dodatku mocnego.
- Nihonshu? - Nicholas zerknął na mnie znad kierownicy z łagodnym uśmiechem.
- Awamori <<nihonshu i awamori - rodzaje japońskiego alkoholu. Pierwszy jest znany w Polsce pod nazwą „sake”, drugi to dość mocny alkohol wywodzący się z Okinawy. Poprawiając Nicholasa, Hei ma na myśli większą zawartość procentową alkoholu w awamori; przyp. aut.>> - poprawiłem go i odwróciłem wzrok na ulicę. Automatycznie przeszła mi jakakolwiek ochota na rozmowy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze wulgarne, obraźliwe lub w inny sposób naruszające netykietę usuwam. Proszę na nie nie reagować.
Komentarze niedotyczące bloga proszę umieszczać w zakładce SPAM, inaczej zostaną one usunięte. Dziękuję za wyrozumiałość.