Pasek

Chronica Genusmuto Logo

Chronica Genusmuto Logo

niedziela, 4 lutego 2018

Rozdział XLII

Złapałem w locie mniszkę tuż przed upadkiem.
- P-paniczu kokko! - krzyknęła zdziwiona, gdy tylko złapała równowagę i zarejestrowała, z kim się właśnie zdarzyła. - Proszę mi wybaczyć, paniczu kokko!
- Nie mam czego - uśmiechnąłem się lekko i schyliłem po rozrzucone na kamiennej posadzce ręczniki. Dookoła nas panował istny chaos - mnisi biegali od miejsca do miejsca lawirując między grupką porozsadzanych na większych kamieniach i prowizorycznych ławkach, a nawet noszach, Genusmuto. Część z nich była ranna, większość przestraszona i zdezorientowana. - Co tu się tak właściwie dzieje?
- Odkąd zaczęli strzelać do zmiennokształtnych, pani Horacio i kilka innych świątyń zarządzili tutaj punkt zborny i szpital - odpowiedziała szybko, odbierając ode mnie pakunek. - Nie znam szczegółów, ale od rana przychodzi tu coraz więcej ludzi i mamy wprowadzony stan wyjątkowy. Panicz kokko wybaczy, ale… - dziewczyna zawahała się, zerkając niepewnie przez ramię, prawdopodobnie na miejsce docelowe.
- Jasne - skinąłem krótko głową. - Przekaż, że w razie czego mogę załatwić leki lub dragi. Gdyby brakowało wam miejsca, posiadłość Guyie jest już praktycznie skończona, trochę osób może tam przenocować.
- Tak jest - mniszka odkrzyknęła jeszcze w biegu i zniknęła gdzieś w masie ludzkiej.
Rozejrzałem się dookoła, nie za bardzo wiedząc, co powinienem zrobić najpierw. Zaczynałem dostrzegać plan w tym, co pierwotnie jawiło mi się jako bezkształtna, bezmyślna masa. Tam dwie mniszki z maskotkami otoczone gromadką rozwrzeszczanych, zapłakanych dzieci. Obok kobiety, najprawdopodobniej matki maluchów, piorące ręcznie szmaty na bandaże lub gotujące zioła przeciwbólowe. Przy rzece trójka mężczyzn i jeden mnich czerpiący wodę i przekazujący kolejnym, roznoszącym ją pomiędzy stanowiska poszkodowanych i do punktu medycznego. Co chwilę ktoś gdzieś biegł, ale wszystkie ścieżki były ze sobą idealnie zsynchronizowane i potrzebne. Zauważyłem nawet jednego mnich tłumaczącego coś grupce częściowo zmienionych Genusmuto, prawdopodobnie tylko dla odciągnięcia ich uwagi i przykucia na czymś neutralnym. Nie było chyba jednej osoby, która miałaby czas na niepotrzebne rozpatrywanie tego, co się właśnie stało i rozdrapywanie świeżych ran.
Przeszedłem szybkim krokiem między tłumem aż do wejścia do świątyni głównej. W progu zauważyłem Horacio perorującą coś większej grupce mnichów, ale nie zdążyłem jej zaczepić, bo drogę zaszła mi Tsuyu.
- Paniczu kokko, przygotowaliśmy już salę na zebranie najważniejszych osób. Póki co jest tam Wład i pani Misza, a na linii pani Longmiłow. Wszystkich już powiadomiliśmy i mamy nadzieję, że się zjawią. Proszę tędy - wyciągnęła rękę w ponaglającym geście, a ja tylko skinąłem krótko głową i podążyłem w wyznaczonym mi kierunku. Od razu rzuciło mi się w oczy, że była zupełnie spokojna i skupiona na swoim zadaniu. Przynajmniej na zewnątrz, bo jej oczy zdradzały dobrze skrywane zdenerwowanie. - Wiemy już, - kontynuowała, gdy tylko gwar nieco przycichł za budynkiem - że pan Shiwataka zjawi się do godziny, a pani Petrulis będzie się dowiadywać w sytuacji w Europie Środkowej. Niestety nie mogliśmy się dodzwonić do pana Nakamaru i pani Daruk, ale możliwe, że to kwestia łączy. Sieci telefoniczne aż pękają w szwach, zwłaszcza te międzynarodowe.
- Jasne. Zgaduję, że Horacio ma swoją własną sieć telefoniczną i nie będzie problemów z kontaktem w razie potrzeby? - jeszcze przed wejściem na teren świątyni czułem gromadzące się tutaj zapachy, jak gdyby organizm szykował się do walki i starał ciągle wiedzieć wszystko o otoczeniu. Musiałem jakoś odreagować przytłaczającą woń krwi, choćby i mdłym dowcipem.
- Telefoniczną może nie, ale jesteśmy w stałym i błyskawicznym połączeniu z niemal wszystkimi świątyniami wyznającymi kult demonów na terenie Japonii oraz niektórymi spoza - odpowiedziała z szerokim uśmiechem. - Myślę, że takie opóźnienie wystarczy dla przekazów krajowych. Jesteśmy na miejscu. Wybaczysz, że bez herbaty, ale sam rozumiesz…
- Obraziłabyś mnie herbatą - stwierdziłem luźno. - A właśnie. Nie wiem, kogo sobie Horiacio wybrała na następczynię, ale obiecuję, że jak już będzie spokojniej, zmieni zdanie - otworzyłem drzwi i zobaczyłem zaciekle rozmawiającą trójkę Rosjan, z czego jedną w postaci hologramu.
- Nie zmieni - odpowiedziała Tsuyu ze śmiechem, ale zanim zdążyłem na to zareagować, zamknęła mi drzwi przed nosem. Czyli jednak mamy z Horacio taki sam ogląd na nową przeoryszę.
- … idiot nie panimajet!  Eta uże niet maja… - Tania niemal fizycznie kipiała złością.
- Coś się stało? - odchrząknąłem i przerwałem jej na tyle głośno, by zwróciła na mnie uwagę. Kobieta momentalnie wyprostowała się, poprawiając pozycję.
- Twoj pomysł z telewizju jest zablokowanyj przyz adnego gówniarza z gory. My nie mogut powiadomić władz o Łowcach - odpowiedziała za Tanię Misza z westchnieniem frustracji. - Daże teraz.
- Co?! Ale… co to za skurwysyn? - od razu postawiło mnie na nogi. Myślałem, że o ile wcześniej mogliśmy się spierać, tak teraz jasnym było, że nie poradzimy sobie bez ludzi. Wcześniej wydawało mi się, że jeśli tylko uda mi się przekonać Dmitrija i resztę sceptyków w Tokio, reszta się już jakoś potoczy.
- Italianiec, Aleksans Nunziata - mruknął Wład, wyraźnie zirytowany. - Jewo babuszka była demonom, basiliskom. On straszny szcieniok, no priez geny wsie go słuchajut.
- No kurwa by go brała mać… - mruknąłem. Oczywiście, mogłem zignorować zdanie ogółu i działać samowolnie, ale nie byłem pewny, jaki to odniesie skutek. Bez poparcia ogółu mogłem tylko ryzykować własną skórą bez pokrycia. - Dzwonię do młodego Leggio, może on coś może z tym zrobić.
- Nie zrobit. Ja uże gawariła ze starszym Leggio i Sewaczowom - zatrzymała mnie Tania. - Chwila - mruknęła, gdy ktoś wszedł do pomieszczenia, w którym przebywała. Odeszła od kamery i na hologramie pozostał tylko szarawy, nieco rozmyty fotel.
- No to fajnie się zaczyna - westchnąłem, opierając się biodrem o blat stołu. - Jakieś pomysły, co dalej?
- Poza czekaniem, aż nas wybijut? - zironizowała Misza i zaległa chwila paskudnej ciszy pełnej niemocy.
Nagle drzwi otworzyły się z hukiem i w futrynie pojawił się zdyszany Luka, jeden z bezpośrednich podwładnych Shena. Zarzucił czarny warkocz na plecy skórzanej kurtki w jadowicie czerwonym odcieniu i rozejrzał się po zebranych.
- Który to pan Guyie? - spytał z delikatnym akcentem z Kyoto. Skinąłem mu głową, niezbyt pewny, skąd się tu wziął ani po co.
- Fangji-sama nie mógł dzwonić, więc kazał przekazać, że Bahaj zniknął z Twierdzy razem z prawie wszystkimi swoimi ludźmi i sporą częścią broni Sztyletów - wydyszał wręcz na jednym wydechu. - Aha, i jeszcze jeden problem z donem…
- Ruski? - ubiegłem go, a mężczyzna tylko skinął głową. - Jest ode mnie, to nie problem.
- Tak, ale on próbuje przejąć władzę bez wyborów i…
- To go, kurwa, przepuśćcie do stołka! - wrzasnąłem, uderzając pięścią w stół. Nagła inicjatywa Ruskiego może i wydawała mi się nieco niepodobna do niego, ale nie mogłem narzekać. Prawdopodobnie szybki skok na władzę, spacyfikowanie wszystkich, którzy zostali i zamknięcie sejfu z bronią było najlepszym, na co teraz mogłem liczyć. - Nie po to nadstawiam dupy połowie okolicznych mafii, żebyście teraz wszystko spierdolili! Przekaż Shenowi, że jeśli pokrzyżuje mi teraz plany, to mu osobiście odstrzelę łeb. Jemu i tej jego dupie. Zrozumiano? - syknąłem, patrząc prosto w oczy Luki. - To teraz spierdalaj, nie mam na ciebie czasu.
- Ale…
- Won, kurwa! - ponownie trzasnąłem w stół, o dziwo poparty przez Włada wyciągniętym zza paska nożem. - Co? - spytałem skonsternowany chichoczącą Miszę, gdy drzwi już się zamknęły.
- Niszto - odpowiedziała, tłumiąc śmiech. - Uże w kańcu wyglądajesz kak bos, niet maskot.
- Mnie to jakoś nie bawi - mruknąłem, przeglądając telefon. Od około pół godziny zamilkł już na stałe.

~~^.^~~

- Czyli jesteśmy w czarnej dupie, tak? - spytał Nicholas, prostując się na krześle.
- Mniej więcej. O ile nie ma ktoś jakiegoś cudownego planu - rozejrzałem się po zebranych. Poza Rosjanami, pojawili się jeszcze Nicholas, Dmitrij, bliźnięta, Aurelien, Moharu i Takahiro Shiwataka. Poza tym ostatnim, chyba żadne z nas nie spotkało się jeszcze nigdy z prawdziwymi problemami, a już na pewno nie w takiej skali.
- A gdyby tak olać tego skurwysyna? Jak tylko sprawa się trochę uspokoi, można by go po cichu zdjąć i tyle - widziałem, że Dmitrij nie żartował. I o ile podobał mi się jego pomysł, o tyle…
- Jeśli zwierzchnictwo się nie zgodzi na wyjawienie, większość Genusmuto poza Japonią i może Azją wschodnią ich posłucha. Tak, czy tak, będziemy sami, w dodatku w charakterze persona non grata gdziekolwiek poza naszym terenem. A bez ogólnoświatowego ruchu wezmą nas za idiotów i spod stryczka uchroni nas co najwyżej pokój bez klamek. Zresztą, pewnie wysoko postawieni Japończycy też to wiedzą i będą siedzieć cicho za drzwiami pancernymi swoich twierdz - ubiegł mnie Shiwataka znad laptopa. Cały czas mężczyzna coś usilnie stukał w klawiaturę swojego komputera. - Cokolwiek chcecie robić, radzę się pospieszyć. Według moich źródeł Łowcy znowu wyszli na ulice, niemal otwarcie strzelając do każdego, kogo uznają za podejrzanego.
- Kurwa mać! - nie tylko mi się wyrwało przekleństwo. - Co w ogóle z ochroną Kon-kokko? Jak nas tu łapią, będziemy jak szczur w klatce.
- Póki co bezpiecznie, ale cholera wie, na jak długo - Misza wyjrzała na chwile przez drzwi, przez szczelinę rozmawiając przez chwilę z jakimś mnichem. - Możliwe, że jeszcze się nie zorientowali, że tu jesteśmy, bo wyraźnie szukają po mieście w kościołach, biurach Genusmuto i innych takich - stwierdziła, rozwijając jakąś kartkę. Przez chwilę przyjrzała się jej. - To chyba do ciebie - stwierdziła w końcu, podchodząc. Wziąłem od niej paseczek papieru zeszytowego i rozłożyłem go ponownie. Niemal od razu poznałem pochyłe, nieco niechlujne chińskie pismo Zu.
Zablokuj młodego Nuziatę, masz w sobie krew demonów. Pamiętaj, co mi obiecałeś.
Zmroziło mnie. Musiałem jeszcze trzy razy przeczytać tekst, żeby zrozumieć, co w nim jest. Nagle wszystko stało się jasne. I sztylet, i słowa Ruskiego o Memoriae, i dziwna rozbieżność między tym, co ja potrafiłem jako kokko, a co mój ojciec. Xin’ai była moją matką. Moją rodzoną matką. To dlatego nawet Sano-ojisan nie wiedział, kim ona była. Nie wiedział o bibliotece ani jej Strażniczce. Aż nie mogłem uwierzyć, że nie potrafiłem wcześniej połączyć tych wszystkich, tak licznych przecież, sugestii w jedną całość. Nie rozumiałem tylko, skąd wiedział o tym wszystkim Zu i dlaczego właściwie mi powiedział. Nie miałem na to jednak teraz czasu.
- …ei! Hei! - Misza patrzył na mnie z niepokojem. Najwyraźniej musiałem się wyłączyć na dłuższy czas. - Wszystko w porządku? - spytała niepewnie, wręcz po matczynemu.
- Lepiej, niż bym sobie mógł wyobrażać w tej sytuacji - mruknąłem ku jej konsternacji. - Shiwataka, znasz kogoś z rządu lub policji? Jak najwyżej postawionego - spytałem z nadzieją. Przez tę jedną informację powoli zaczynałem wierzyć, że z powrotem mam kontrolę, a przynajmniej jej część nad tym, co się działo.
- Tak, paru ludzi w sejmie i szefa tokijskiej komendy. Coś wymyśliłeś? - mężczyzna przestał przyglądać się słupkom na komputerze i popatrzył na mnie. Widziałem po jego oczach, że przeczuwał coś wielkiego i nie mógł się doczekać, aż historia zacznie się dziać na jego oczach. Miałem nadzieję, że się doczeka.
- Komendant lepszy - stwierdziłem niemal od razu. - Potrzebuję konferencji. Tutaj, na tle tych wszystkich rannych. Wielkiej i takiej, która dotrze błyskawicznie do każdego. Na każdym programie w telewizji, nawet zamiast bajek, na każdym bilbordzie w mieście, jeśli nie kraju. I na wszystkich zagranicznych mediach.
- Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że jednak… - zaczął, ale przerwał, widząc mój uśmiech.
- Właśnie to chcę powiedzieć. Nick, potrzebuję tutaj Soujirou, i to jak najszybciej. Jak mamy jakiegoś aktora, modela, czy kogokolwiek innego wśród naszych, to też. Ma być jak najwięcej szumu - mężczyzna tylko skinął głową bez słowa i sięgnął po telefon. - Dmitri, Aurel, wam zostawiam media społecznościowe. Najlepiej wiecie, jak puścić coś szybko między ludzi. Eli będzie więcej niż szczęśliwa, jak ją w to wciągniecie. Widziałem, że gdzieś tu się miotała przy dzieciakach, możecie jej poszukać.
- Wreszcie - oczy Dmitrija omal nie zaświeciły się na tę informację.
- Szcienok, ty nie zapomniał o Nunziatu? - spytała sceptycznie Tanya, zaplatając ręce na piesi. Tylko czekałem na to pytanie, dlatego w odpowiedzi uśmiechnąłem się szeroko i pokazałem przed kamerką liścik od Zu.
- Możesz powiedzieć zarządowi Genusmuto, że król został zdetronizowany - rzuciłem lekko, czując na sobie pytające spojrzenia wszystkich w pomieszczeniu. - Resztę wytłumaczę później, teraz nie ma czasu. To co, jesteśmy w tym razem? - rozejrzałem się zaczepnie po zebranych. Odpowiedział mi zbiorowy okrzyk bojowy o dość jednoznacznej treści: „Walka dopiero się zaczęła”.