Pasek

Chronica Genusmuto Logo

Chronica Genusmuto Logo

wtorek, 22 sierpnia 2017

Rozdział X

- Przepraszam, mogę autograf? - spytałem słodkim głosem, stając tuż za Soujirou. Mężczyzna od dłuższego czasu rozmawiał przez telefon i wreszcie skończył.
- Konferencja i sesja z autografami odbędzie się po seansie, dlatego musisz poczekać - odpowiedział machinalnie Soujirou, nawet się na mnie nie oglądając zbytnio. - Ale miło mi, że przyszedłeś specjalnie po to - dodał z uśmiechem, który tylko skończony idiota uznałby za szczery.
- Skoro tak mówisz - wzruszyłem ramionami. - To chociaż powiedz mojej matce, że mnie trochę nie będzie - stwierdziłem i zacząłem iść w stronę wyjścia.
- Czekaj! - Soujirou złapał mnie za nadgarstek w pół kroku. - Hei? Coś ty… w życiu bym cię nie poznał - stwierdził mężczyzna, przyciągnął mnie do siebie i przytulił mocno. Grupka niezwracających dotychczas na nas uwagi ludzi zaczęła się przyglądać naszej dwójce.
- Sensei! - zaprotestowałem na tyle głośno, by coraz liczniej zainteresowani dziennikarze słyszeli mnie i chociaż częściowo stracili zainteresowanie. - No, już, już - wyplątałem się z jego uścisku. - Przypominam ci, że jesteśmy w miejscu publicznym. Cieszę się, że wreszcie przejmujesz inicjatywę, ale to nie jest najlepszy moment na pokazywanie mnie na pierwszych stronach Seventeen << Seventeen - popularne japońskie pismo młodzieżowe; przyp. aut.>>.
- O czym ty… znowu wracasz do tematu? - spytał Soujirou z westchnięciem.
- Nie mów, że cię nie ostrzegałem. To co, możemy już iść? Powinienem unikać tłumów - spojrzałem dość znacząco na aktora.
- Hei, w co ty się znowu wplątałeś? - westchnął Soujirou, kładąc dłoń na moim ramieniu i kierując mnie w niezbyt wyróżniającym się kierunku. W tym kinie byłem po raz pierwszy w życiu. W kinie w sensie ogólnym też coś poniżej dziesiątego razu. Jeśli już, to chodziłem do teatrów, zwłaszcza tych europejskich, czasem nawet na obcojęzyczny repertuar.
- Wszystko ci wyjaśnię. A przynajmniej tyle, ile będzie dla ciebie bezpieczne. Tylko nie tutaj - dodałem w mocą.
- Ze zdania na zdanie brzmi to coraz gorzej, wiesz? - mężczyzna westchnął i zamilkł na chwilę. Widziałem, że się do czegoś zbierał, więc póki ci nic nie mówiłem. - Właściciel kina to mój znajomy i dał mi klucze do małej salki piętro wyżej. Tylko będę musiał wyjść chwilę przed napisami końcowymi, żeby nie było problemów z konferencją.
Soujirou poprowadził mnie długim, opustoszałym korytarzem na schody prowadzące na wyższe piętro, a następnie niemal symetryczną trasą do małego pomieszczenia opatrzonego numerem „C352”.
- Wchodź - polecił, przepuszczając mnie w drzwiach, w zamku których wciąż znajdował się kluczyk z wisiorkiem pluszowej kuleczki z oczyma. Wykonałem posłusznie prośbę, a to, co zobaczyłem we wnętrzu niemal nie zwaliło mnie z nóg.
- Kotku, trzeba było po prostu powiedzieć, zamiast grać niedostępnego - powiedziałem krztusząc się ze śmiechu. Soujirou wprowadził mnie do czegoś, co śmiało można by nazwać planem zdjęciowym stereotypowego pornosa - wielkie łoże królewskie z baldachimem z czerwonej, firankowatej tkany i pseudosatynową pościelą w kolorze metalicznej, szarawej czerni. Przeciwległa ściana została zamieniona na szkło, prawdopodobnie lustro fenickie, z widokiem na ekran kinowy i kilka pierwszych rzędów. Poza łóżkiem znajdował się tu jedynie niewielki stolik, na którym stał już owinięty w mokry ręcznik szampan i dwa wysokie kieliszki.
- O kurwa - usłyszałem jak Soujirou przeklina, chyba po raz pierwszy w mojej obecności. - Zabiję go przy najbliższej sposobności. Normalnie łeb ukrę… - mężczyzna urwał, czując na sobie moje sugestywne spojrzenie. - Znaczy się, tak tylko mówię.
- Wyluzuj - zachichotałem rozśmieszony jego ostrożnością. - Używam czasami języka japońskiego, wiesz? Chociaż, gdyby coś, to służę pomocą.
- Hei!
- Dobra, dobra. Nawet nie pytam, co powiedziałeś temu swojemu kumplowi, że do takich wniosków doszedł - prychnąłem, siadając na skraju łóżka. Było stanowczo za miękkie jak na mój gust, materac ugiął się o dobre dziesięć centymetrów pod kimś tak lekkim jak ja. - Chciałeś o coś pytać, tak? Jestem do twojej dyspozycji tak do połowy filmu. Więc?
- Jesteś bezpieczny? - było to pierwsze pytanie, jakie przyszło mu do głowy lub jakie planował. Urocze. Żadnych „na cholerę mnie ściągasz”, „co to za szopka”, tylko moje bezpieczeństwo… Uśmiechnąłem się lekko.
- Ja nigdy nie jestem bezpieczny, Souji. Ale mogę ci prawie zagwarantować, że nikt tu nie wleci z kałachem - odpowiedziałem luźno.
- Wiesz, że nie o to pytałem.
- Wiem. Ale nie mogę ci za dużo powiedzieć dla twojego własnego dobra. Tylko tyle, że przez jakiś czas muszę się ukrywać, żeby mnie pewni ludzie nie znaleźli - odpowiedziałem ostrożnie, cały czas przyglądając się coraz bielszemu mężczyźnie. Shen miał rację - co ja widziałem w takim dobrym obywatelu?... Sam chciałbym to wiedzieć. Po chwili dodałem jeszcze: - Podam ci potem adres, nikt nie powinien nic ci zrobić, jak będziesz przyjeżdżał.
- Popełniłeś jakieś przestępstwo? - tym razem już nie wytrzymałem i wybuchnąłem śmiechem.
- Oczywiście, że tak - ledwo wymamrotałem przez chichot. - Niemal każdego dnia, w końcu jestem chemikiem jednej z najgorszych mafii. A, właśnie. Potrzebuję twojej pomocy - Soujirou popatrzył na mnie uważniej. - Nie będziesz robił nic nielegalnego (powiedzmy...). Po prostu potrzebuję kilku rzeczy ze swojego pokoju, a osobiście nie mogę się pojawić w domu. A, no i przydałby mi się nowy telefon i załatwienie w szkole, że jestem chory i posiedzę sobie trochę w prywatnym szpitalu. Pomożesz mi?
- Mam jakiś wybór? - widziałem po Soujirou, że nie był zadowolony.
- Souji… jak wszystko się wyjaśni, może będę mógł ci opowiedzieć całość ze szczegółami. Ale nie teraz. Właśnie, tu masz kluczyk - sięgnąłem do tylnej kieszeni spodni, gdzie chowałem mały, srebrny przedmiot wyglądem przypominający popękaną kostkę. - Musisz go rozłożyć w wężyk i zamek powinien w którąś stronę zaskoczyć. Otworzysz nim czarną, niską szafę za łóżkiem i weźmiesz mikroskop w takiej żółtej walizce, przezroczystą kasetkę z szybkami i metalowe pudełeczko… bodajże w „Tsubasy”, będzie szeleścić, jak potrzęsiesz nim. Potem zamkniesz tą szafę i pod drugą, z ubraniami, jest schowany srebrny kuferek na kółeczkach. Potrzebuję go w całości. Zapamiętasz? - zerknąłem przez szybę w dół. - Zaczęło się już - stwierdziłem, kiwając głową w stronę sali kinowej.
- Powinienem. Film leci od jakiś pięciu minut. Jesteś zainteresowany?
- Niezbyt, nie przepadam za nowymi sztukami wizualnymi - wzruszyłem ramionami. - Ciekawe to w ogóle?
- Zależy dla kogo. Ja się nieźle bawiłem podczas zdjęć, dla ciebie pewnie nie będzie zbyt realistyczne.
- Och, proszę cię. Najgorsza chała może być ciekawa w ciekawym towarzystwie - stwierdziłem zalotnie, przejeżdżając schowaną w rękawiczce dłonią po jego klatce piersiowej. - Chcesz to sprawdzić? -spytałem wprost do jego ucha.
- Hei - mężczyzna tylko westchnął zniecierpliwiony. Nie odepchnął mnie, nie zaczął swoich supełkowatych wywodów… coś się stało. I to coś poważnego. Odsunąłem się na wygodną dla niego odległość.
- Co znowu wymyśliła ta stara suka? - spytałem beznamiętnie. Był to czysty strzał, ale po minie Soujirou wywnioskowałem, że trafny.
- W zasadzie, to od początku planowałem ci to powiedzieć, tylko temat zszedł na twoje problemy, więc nie za bardzo miałem jak - zaczął okrężnie. Czyli szykowało się coś naprawdę grubego.
- Wiesz, że nie jestem kobietą i nie lubię poezji na żywo, prawda? - spytałem, wywracając oczyma i poprawiłem zjeżdżający mi z ramienia rękaw kardiganu.
- Saiye-san i mój ojciec wybrali już datę ślubu i chcieliby, żebyś się pojawił na uroczystości - powiedział w końcu cicho. - Twoja matka wiedziała, że i tak nie dasz jej dojść do słowa, więc poprosiła, żebym to ja ci to przekazał - zdębiałem. Co za…
- Kiedy? - spytałem sucho.
- Dwudziestego dziewiątego - odpowiedział, a ja popatrzyłem na niego z niedowierzaniem.
- Maja? - spytałem z nadzieją w głosie. Sam nie wiem, po co się łudziłem.
- Nie, teraz, w kwietniu. Saiye-san powiedziała, że to jakaś ważna data, więc…
- Kurwa mać! - krzyknąłem, przerywając mu. Poczułem ból w dłoniach, gdy zacisnąłem opatrzone w pazury dłonie w pięści i czarny materiał zabarwił się na czerwono. - Ta kurwa… nie wierzę... już dawno powinienem jej przegryźć gardło, gdy tylko miałem ku temu sposobność! - wysyczałem, nie kontrolując swoich reakcji aż do przejęcia przez demoni genotyp wszystkich zmysłów i części kształtu. W odbiciu w szybie widziałem, że moja twarz wydłużyła się nieco i upodobniła do lisiej. Soujirou patrzył na mnie z przerażeniem. - Powiedz jej, że dla jej własnego dobra lepiej, żebym się nie pokazał na tej farsie - wysyczałem i podszedłem do ściany, opierając obiema rękoma o nią. Hei, do cholery, uspokój się! Ta kurwa nie jest tego warta.
Słyszałem, że Soujirou za mną poruszył się nerwowo i zrobił kilka ostrożnych kroków w moją stronę, w końcu położył rękę na moim drżącym ramieniu.
- Wszystko w porządku? Co to za data? - spytał delikatnie, choć w jego głosie wciąż pobrzmiewał strach.
- Rocznica śmierci ojca - sam nie wiem, jak udało mi się wypowiedzieć to na głos.

2 komentarze:

  1. Moje wifi jest cudowne, piszę ten komentarz już trzeci raz z rzędu i mam nadzieję, że tym razem nic nie przerwie i się doda.

    "Popełniłeś jakieś przestępstwo?" Aż się uśmiechnęłam na to pytanie. Soujirou jakiś ty naiwny.

    Właściwie to dlaczego Soujirou zgodził się pomóc Heiowi? W prawdzie, za niedługo zostaną przyrodnimi braćmi, ale w gruncie rzeczy nie ma co do niego żadnych zobowiązań, a tą pomocą sam może narobić sobie problemów.

    Mimo że matka Heia rzadko osobiście pojawia się w opowiadaniu, a częściej są wzmianki o niej, to szczerze nie lubię kobiety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dodał się, dodał. Też mam tak na działce, jak wchodzę na laptopa rodziców... ale to akurat może być nie przez wifi.

      I jaki uroczy w tym, nie? Wyrobi się chłopak.

      Soujirou to ten typ człowieka, że równie dobrze mógłby to być Hei, co losowo wybrany człowiek z ulicy. Wiesz, absolwent pedagogiki z kochającej rodziny, zgranego środowiska, pełen ideałów i te sprawy. A poza tym, w tym momencie chyba już faktycznie myślał już o Heiu jak o bracie. A o problemach to się myśli, jak już są, a nie przedtem :) Nie demonizujmy, to tylko przewiezienie legalnych rzeczy z domu, w którym często przebywa do świątyni, o której powiązaniach z czymkolwiek nikt nic nie wie. Najwyżej mu cykną fotkę i puszczą wiadomość, że Tasuku-sama jest religijny.

      Oj, doczekasz się mamusi, doczekasz. I to z przytupem. Ale nie spoileruję.

      Usuń

Komentarze wulgarne, obraźliwe lub w inny sposób naruszające netykietę usuwam. Proszę na nie nie reagować.
Komentarze niedotyczące bloga proszę umieszczać w zakładce SPAM, inaczej zostaną one usunięte. Dziękuję za wyrozumiałość.