Pasek

Chronica Genusmuto Logo

Chronica Genusmuto Logo

niedziela, 22 października 2017

Rozdział XVI

- Hei, wszystko w porządku? - spytał ostrożnie Soujirou, gdy umilkłem. Podejrzewałem, że moje zwierzęce uszy i ogon już się pojawiły, ale nie sprawdzałem tego.
- Tsa - zamruczałem niczym zwierzę. - Ta stara suka myślała, że mój prawnik już dawno tego nie zauważył - prychnąłem, wstając. Dopiero teraz dotarło do mnie, jak duże obrażenia poniosłem przez gorącą ciecz i obicie szklanką. Gdyby nie szybka reakcja Soujirou, wylądowałbym na klęczkach w potłuczonym szkle. - Masz jutro czas, żeby zawieźć mnie na Uniwersytet Tokijski? Muszę się spotkać z pewnym mężczyzną - stwierdziłem, krzywiąc się nieco pod wpływem bólu w niemal całej lewej nodze.
- Mężczyzną? - aktor uniósł znacząco brew. Doprawdy, że nawet w takiej sytuacji był zazdrosny… urocze.
- Spokojnie, nawet ja czasami widzę sprawy ważniejsze, niż zaspokojenie seksualne - zachichotałem, głaszcząc policzek mężczyzny. - Prawnik mojego ojca i mój jest profesorem na UTokio. Wykłada bodajże prawo finansowe, czy coś takiego. Jutro ma zajęcia cały dzień, więc nie mogę jechać do niego do domu. To jak? - Soujirou skinął ugodowo. - Pomożesz mi przejść do mojego pokoju?
- Oczywiście, że tak. Gdzie będziesz dzisiaj spał, mój mały lisku? - spytał, pomagając mi iść. Rozległo się stłumione trzaśnięcie sygnalizujące, że raszpa właśnie opuściła dom.
- Nie martw się, nie tak łatwo jest mnie wyrzucić z tego domu, jak to twierdziła. Wyjątkowo cieszę się, że nadal jestem pod jej prawną opieką, mam trochę więcej czasu, żeby na spokojnie zająć się papierkami - syknąłem, gdy zahaczyłem nogą o ścianę.
- A jeśli naprawdę pójdzie na policję i im powie, że masz powiązania mafijne? Albo wyda sekret Genusmuto? - Soujirou wydawał się być naprawdę przejęty. W odróżnieniu do niego, ja już dawno byłem pogodzony ze sprawami takimi, jakimi były. Dla mężczyzny prawdziwa twarz mojej matki była wciąż nowością.
- Sama by się wkopała. Jeśli powie, że ma syna produkującego dragi, to będzie przeszukanie domu. A możesz mi wierzyć, że nie tylko u mnie w pokoju znajdą kompromitujące zabawki i ona o tym doskonale wie. Zresztą, ciekawe, za co dzisiaj wpadnie na komendę… Po takiej ilości amobarbitalu wiele ciekawych rzeczy może się wydarzyć - stwierdziłem z chichotem, sięgając do barierki schodów. <<amobarbital - związek organiczny z grupy barbituranów, jedno z tzw. serum prawdy; przyp. aut.>>
- Hei! Podałeś matce w kawie narkotyki?!
- Nic jej nie podawałem. Sama posłodziła, ja jej nie kazałem - wzruszyłem ramionami. - Zresztą, na toksykologii mogą równie dobrze pomyśleć, że przedawkowała leki, jest trochę legalnych środków z tym cudem.
- Nawet boję się zapytać, po co to zrobiłeś - westchnął mężczyzna, otwierając przede mną drzwi.
- Nie myślałem, że bez tego wystrzeli tak otwarcie wyprowadzką i nie będzie grać dobrej mamuśki. Chciałem ją po prostu trochę podpuścić i liczyć na to, że serum prawdy zadziała. W życiu bym nie przypuszczał, że może przy tobie tak otwarcie się pokazać. Zresztą, nie byłem jedyny, próbując ją podtruć - stwierdziłem, siadając na łóżku. - Podasz mi apteczkę? Jest tam, gdzie ostatnio - poprosiłem, kiwając głową w stronę szafy. Mężczyzna wykonał w ciszy moją prośbę, a ja w tym czasie zdążyłem ściągnąć już spodnie. Większość nogi nie wyglądała aż tak źle i najwięcej zamieszania zrobił stały kontakt z gorącym, wilgotnym materiałem. Mimo to odcień skóry na kostce naprawdę mi się nie podobał. Dotknąłem jej i od razu syknąłem z bólu.
- Hei! - Soujirou niemal natychmiast przysunął się do mnie z przestraszoną miną.
- Nic mi nie jest. Po prostu szklanka uderzyła w kostkę i przez jakiś tydzień będę pewnie kulał - stwierdziłem, zmuszając się do uśmiechu. - Możesz mi podać z biurka dzbanek z wodą?
- O-oczywiście. Jesteś pewien, że dasz sobie radę? Mogę zadzwonić po ojca, żeby przyjechał tutaj. W końcu jest lekarzem, wię… - zaczął mężczyzna nerwowo, ale przerwałem mu pocałunkiem gdy tylko zbliżył się do mnie ponownie.
- Nic mi nie będzie - wyszeptałem mu do ucha spokojnie. - Jestem kokko, synem jednego z bardziej utytułowanych kardiochirurgów. Wiem, co robię. Zachowujesz się gorzej, niż gdybyś to ty się poparzył, wiesz? - zachichotałem i zamoczyłem świeżo odpakowaną gazę w wodzie. Gdy zimna ciecz spłynęła na moją skórę, zamknąłem oczy, tłumiąc kolejny syk, spowodowany przez szok termiczny. Widziałem, jak mężczyzna przygląda mi się w skupieniu, śledząc każdy ruch mojej ręki i gotowy błyskawicznie zareagować. Śmieszyła mnie jego przesada za każdym razem, gdy uznawał coś za niebezpieczne dla mnie. Z drugiej strony, dawało mi to poczucie bezpieczeństwa przy mężczyźnie. Soujirou był zupełnie inny od ludzi, z którymi obcowałem - nie miał w sobie prawie w ogóle odporności na to, co dla mnie było codziennym widokiem. Podejrzewałem, że na widok mojej krwi to on zemdlałby pierwszy.
- Powiedziałeś, że nie tylko ty chciałeś podtruć Sayie-san - stwierdził ostrożnie, gdy bandażowałem już kostkę, a w resztę nogi powoli wchłaniał się krem z koziego mleka. Zerknąłem na niego znad opadających mi na oczy włosów, ale jego mina nie wyrażała niczego skonkretyzowanego.
- Mówiłem ci przecież, żebyś nie jadł ciastek, prawda? Nie wiem, na ile działają twoje ludzkie zmysły, ale ja już z daleka czułem alkohol. Upiłbyś się nimi szybciej, niż shochu <<shochu - japońska wódka, alkohol uznawany przez Azjatów za bardzo mocny; przyp. aut.>> - stwierdziłem i sięgnąłem po zapinkę do bandaża, żeby zaczepić nią koniec opatrunku. Przez stłuczenie połączone z najpoważniejszym z całości poparzeniem byłem zmuszony zawiązać dość grubo całą kostkę od połowy śródstopia aż do jakiejś jednej trzeciej łydki. Ograniczona do minimum ruchowość stopy, w tym stały kąt między stopą a łydką, już mnie irytowały. Podejrzewałem, że nie później niż za dwa dni wyrzucę cały bandaż do kosza, bez względu na przedłużenie leczenia w ten sposób. - Szlag mnie trafi przez tą sukę - mruknąłem do siebie pod nosem, ale Soujirou najwyraźniej zdołał usłyszeć w niemal absolutnej ciszy moje słowa.
- Nie mów tak. Będzie dobrze - stwierdził i pogładził mnie po włosach. - Mówiłeś coś kiedyś o regeneracji kokko, prawda?
- Mówiłem - wymruczałem sugestywnie, chichocząc pod nosem. Może i zatajenie prawdy o szczegółach wymagań było nieczystym zagraniem, ale przecież to nie ja zacząłem temat. Zresztą, i bez tego planowałem spędzić dzisiejszą noc razem z Soujirou. - Myślisz, że jesteś w stanie mi pomóc? - spytałem mrukliwie, zgarniając z łóżka pozostałości po bandażach.
- W końcu to pośrednio przeze mnie. Muszę być odpowiedzialnym mężczyzną, prawda? - aktor przechylił nieco głowę na bok, a jego włosy podążyły za ruchem, malowniczo falując. Uwielbiałem, gdy zaczynał grać. - Wolisz zostać tutaj, czy przejedziemy się w jakieś bardziej... "dostosowane” miejsce.
- Coś jak ta salka kinowa sprzed trzech tygodni? - spytałem figlarnie, przygryzając język. Soujirou speszył się na wspomnienie pomieszczenia, a ja skwitowałem to jedynie śmiechem.
- No, już, już. Chciałem się tylko z tobą podroczyć - stwierdziłem w końcu, wstając na zdrowej nodze. - Lokację zostawiam tobie do wyboru - stwierdziłem, gładząc wierzchem dłoni jego policzek. - Jak dla mnie, dobry będzie nawet i samochód na otwartym parkingu - wymruczałem i pocałowałem mężczyznę krótko w policzek.
- Hei, chyba zwariowałeś! Przecież nigdy… - mężczyzna urwał, gdy zrozumiał, o co mi chodziło. - Heh, zwierzę bez zahamowań.
- Sam mnie nazwałeś lisem, nie pamiętasz? - zachichotałem, opierając się na mężczyźnie jak na kuli. Powoli zaczynało mnie już męczyć przeciążenie nogi. - Decyduj szybko, noga zaczyna mnie już boleć - dodałem po chwili. W odpowiedzi Soujirou uśmiechnął się lekko, skulił na chwilę i podniósł mnie niczym księżniczkę. - S-Souji, co ty robisz?! - wrzasnąłem, gdy grunt pod nogami mi się osunął.
- Kazałeś mi wybrać, prawda? - stwierdził mężczyzna ze śmiechem. - W takim razie porywam cię do mojej pieczary bez zamiaru wypuszczenia.
- Ale jak to: do twojej pieczary? Souji, natychmiast mnie postaw na nogi! - z udawaną złością uderzyłem pięścią w ramię mężczyzny, jednak ten nie zwrócił na to najmniejszej uwagi. Zszedł z szamoczącym się mną na dół, a następnie wsadził do samochodu, nie dając nawet możliwości naciągnięcia na siebie kurtki, czy ubrania spodni i butów.
- Chyba nie sądziłeś, że jestem bezdomny - oznajmił lekko i zapiął pas.
- Do cholery, mogłeś mi chociaż dać się ubrać, zimno jest - prychnąłem, wysuwając lisie uszy i ogon, żeby chociaż trochę ogrzać organizm. Połowa maja zdecydowanie nie była najlepszą porą na nocne przechadzki boso przez świat, w dodatku w samych bokserkach i koszulce. Zawinąłem ogon na nogach, modląc się, żeby przypadkowi przechodnie wzięli czarne futro na moich kolanach za bardzo włochatego psa lub poduszkę.
- Nie martw się, o tej godzinie bocznymi uliczkami wiele osób nie jeździ, a potem nie będziesz miał, po co gdziekolwiek wychodzić aż do rana - stwierdził autorytarnym tonem, a mnie przeszedł dreszcz od niskiego tembru głosu mężczyzny. Pierwszy raz widziałem takie zachowanie Soujirou, ale na swój sposób było ono pociągające i ciekawe.
- Mam nadzieję, że to niedaleko - prychnąłem, obejmując się ramionami i odwracając głowę w kierunku okna.
- Może dziesięć minut stąd - odparł wesoło Soujirou i skupił się na jeździe. Między nami zapanowała cisza przerywana jedynie moim szczękaniem zębów.

~~^.^~~

- Nieźle się urządziłeś - stwierdziłem, rozmasowując rękoma skórę dla pobudzenia krążenia w zziębniętych ramionach.
- Nie narzekam - odpowiedział Soujirou, zasłaniając żaluzje w oknie. Jego apartament w wysokim wieżowcu miał może niecałe sto pięćdziesiąt metrów przestrzennego pokoju, półotwartej kuchni, łazienki i małej sypialni. Wyraźnie było widać po skąpym wyposażeniu i niemal idealnym porządku, że mężczyzna rzadko kiedy bywał tu na dłużej. - Zresztą, często wynajmuję jakieś pokoje hotelowe, żeby mieć bliżej do planu zdjęciowego - stwierdził, potwierdzając moje przypuszczenia. - Jeżeli chcesz, to zawsze możesz tutaj ze mną zamieszkać, pomieścimy się we dwójkę bez problemu.
- Lokal nie jest problemem. Problemem są zasady - odpowiedziałem i sięgnąłem po przerzucony przez fotel obok mnie koc. - Że też musiało ci się zachcieć romantycznych porywów w chyba najzimniejszą noc od paru tygodni.
- No, już, już - wymruczał ugodowo Soujirou, niosąc butelkę wina. - Sam nie wiem, co mnie tak nagle naszło. Obiecuję, że zrobię dzisiaj wszystko, na co tylko będziesz miał ochotę, hm? - spytał, klękając przede mną na jedno kolano i sięgając dłonią moich lisich uszu.
- Radzę ci pamiętać te słowa do końca nocy - wymruczałem w końcu nieco obrażonym tonem. Zsunąłem się z kanapy i popchnąłem Soujirou do tyłu, zmuszając go do oparcia się na rękach za sobą, a sam usiadłem rozkrokiem na jego podbrzuszu. - Jeszcze chwilę i będę żył w celibacie z twoim tempem, wiesz - wyszeptałem mu do ucha i oblizałem je.
- Poprawię się w przyszłości, obiecuję - stwierdził aktor, przyciągając mnie do siebie w talii. Poczułem pod sobą, jak gorące jest ciało mężczyzny, mimo dzielących nas od siebie dwóch bluzek. - Daj mi trochę czasu na ustabilizowanie sytuacji i oswojenie się z męskim kochankiem.
- Nie chcę czekać - stwierdziłem, a moja ręka sięgnęła obojczyka Soujirou z zamiarem rozpięcia jego koszuli. Wiedziałem, że mężczyzna nie lubił brutalności podczas seksu, nawet tak lekkiej, jak zszarpanie z niego ubrania. W przeciwieństwie do mnie. - A, i wiesz, że dzisiaj nawet nie ma pełni, prawda - zaśmiałem się, całując pośpiesznie nieco rozchylone usta kochanka.
- Nie dowiemy się, czy zadziała dzisiaj, dopóki nie sprawdzimy tego - stwierdził, gdy na chwilę uwolnił się od pocałunku. - Odkąd mój mężczyzna ma ogon i historię mafijną, już nic mnie nie zdziwi.
- Założymy się, że znalazło by się parę ciekawostek przeczących tej teorii? - zachichotałem, a moje palce podważyły już czwarty guzik. Czarna koszula zjechała z ramienia mężczyzny, odsłaniając opaloną skórę. Gdy położyłem rękę na jego piersi, wyglądało to niemal tak, jak gdyby ktoś nie dokończył malować obrazka i pozostawił moją rękę jedynie w zarysie. - Nie ściągaj koszuli, świetnie wyglądasz w rozpiętej - stwierdziłem, gładząc podbrzusze Soujirou.
- Jak sobie życzysz - odpowiedział i wsunął rękę pod moją bluzkę. Przeszedł mnie dreszcz, gdy poczułem na wyziębłej skórze dotyk jego ciepłych palców. Mężczyzna z rozmysłem rozmasował moją talię po bokach, zanim sięgnął wyżej, aż pod łopatki. Materiał sam podwinął się w górę, odsłaniając cały mój brzuch, aż po linię klatki piersiowej. Zawierciłem się, ocierając o jego krocze, by przypomnieć o swoich zamiarach.
- Nie spieszysz się zbytnio? - spytał ze śmiechem i skubnął moją dolną wargę.
- Nie lubię czekać na to, co mi się należy - prychnąłem z przekąsem, przenosząc ciężar na dolną część ciała. Soujirou skrzywił się nieco przez nagły nacisk na jego męskość.
- Nie ucieknę ci, mój mały lisku - Soujirou wymruczał mi prosto w ucho, a następnie pociągnął za nie zębami. Przejechałem jeszcze ostatni raz ręką po powoli wilgotniejącym torsie aktora, a następnie sięgnąłem własnych bokserek i zsunąłem je. Dyskretnie rozejrzałem się dookoła, ale nie zauważyłem niczego, co nadałoby się na nawilżenie.
- Gdzie trzymasz zazwyczaj krem? - spytałem, a mój ogon zafalował ze zniecierpliwienia. Soujirou popatrzył przez chwilę na mnie nierozumiejącym wzrokiem, ale dość szybko zaskoczył, o czym mówiłem.
- Bądź dobrym chłopcem i poczekaj tu na mnie chwilę - powiedział w końcu tonem tresera psów, wstając. - Nie jestem pewien, gdzie włożyłem prezerwatywy, więc to może trochę potrwać.
- Po co ci prezerwatywy? Przecież nie zajdę w ciążę - prychnąłem nieco zniesmaczony, siadając na podwiniętych pod siebie nogach.
- Tobie chyba nie muszę tłumaczyć tych spraw, prawda? - spytał mężczyzna z westchnięciem.
- Przy naszym pierwszym razie nie przeszkadzało ci, że robiliśmy to bez gumek. Ja tobie ufam - oznajmiłem w odpowiedzi. - A ty mi? - dodałem z mocą. Mężczyzna popatrzył na mnie skonsternowany, ale w końcu westchnął głęboko.
- Jak sobie życzysz. Tylko nie miej potem do mnie o nic pretensji - stwierdził jeszcze, znikając za drzwiami łazienki.
Ściągnąłem do końca bieliznę, odrzucając ją pod kanapę i położyłem się na plecach na panelach, zaplatając ogon wokół kolan tak, by wzrok mężczyzny po powrocie skierował się na moje krocze. Chcąc wypełnić sobie czas oczekiwania, zacząłem odliczać w myślach kolejne liczby.
- Już jestem - usłyszałem w końcu tuż nad sobą. Nawet nie zauważyłem, kiedy przymknąłem oczy.
...sześćdziesiąt pięć.
- Nie spieszyło ci się zbytnio - stwierdziłem, wyciągając do góry ręce i zaplatając je na szyi Soujirou. Nasze wargi musnęły się delikatnie.
Sześćdziesiąt sześć.

~~^.^~~

Przeturlałem się na plecy, niemalże mrucząc z zadowolenia. Przesunąłem palcami po lepkim od potu i kremu miodowego torsie mężczyzny na granicy czucia w opuszkach. Ten tylko uśmiechnął się lekko i pogłaskał mój policzek.
- Kiedyś mnie wykończysz z tymi swoimi zachciankami, wiesz? - wyszeptał w końcu nieco charczącym, niskim głosem.
- Czas zadbać o kondycję, staruszku - zachichotałem i polizałem jego dłoń. Wsunąłem się na mężczyznę, delektując dotykiem jego ciepłej, wilgotnej skóry. - Tsa-a… - wymruczałem, gdy zaczął drapać mnie u nasady ogona. Wiedziałem, że powinienem dać już Soujirou spokój na dzisiaj, ale nie potrafiłem się powstrzymać przed wypięciem do ręki mężczyzny. Pociągał mnie każdym swoim centymetrem ciała i najchętniej nie rozstawałbym się z nim nigdy, pozostając w sypialni. - Myślę, że koło dziesiątej najpóźniej powinniśmy dzisiaj wyjechać, dobrze? - spytałem zalotnie, opierając podbródek na ułożonych na obojczyku mężczyzny dłoniach.
- A która jest teraz? - spytał, tłumiąc kolejne już od kilku minut ziewnięcie.
- Śpij i nie martw się o nic - stwierdziłem, zerkając na niemal zupełnie podarty bandaż na kostce. - Jestem lisem, ale sen mam psi, więc na pewno nie zaśpimy.

~~^.^~~

Sięgnąłem po grzebień i rozdzieliłem wąskie pasmo włosów nad uchem od reszty, po czym zaplotłem białą gumką wysoki kucyk i pociągnąłem część włosów do góry tak, by podnieść wizualnie fryzurę. Powoli przyzwyczajałem się już do fryzury wymuszonej na mnie przez Janette i mniszki.  Pozostawione luzem pasemka i grzywkę przeczesałem jeszcze raz i wyszedłem z łazienki.
Doprawdy, żebym musiał o wschodzie słońca latać w zwierzęcej formie przez pół Tokio tylko dlatego, że mojemu kochankowi nie chciało się czekać, aż coś ubiorę i niemal uprowadził mnie do siebie półnagiego… Każdego innego mężczyznę chyba bym zabił, ale w wykonaniu Soujirou miało to pewien trochę masochistyczny urok i obecnie budziło we mnie jedynie mieszankę śmiechu i rozczulenia. A zmuszony do podróży do własnej szafy, mogłem przy okazji zabrać z pokoju trochę suszu na śniadanie i wskoczyć po drodze do sklepu.
Usłyszałem w kuchni bulgotanie cieczy w garnku, dlatego też wyszedłem z łazienki i zmniejszyłem ogień na kuchence. Wsunąłem koniec łyżki, żeby nabrać gęstej, mahoniowej mazi i polizałem ją, sprawdzając smak. Jak na mój gust była aż za słodka, ale wiedziałem, że Soujirou zdecydowanie był amatorem dolce vita w kuchni. Wycisnąłem pół cytryny nad garnkiem, zamieszałem i odstawiłem całość na bok, żeby zwolnić miejsce na gazie. <<wł. dolce vita - słodkie życie; przyp. aut.>>
Potem zabrałem się za smażenie amerykańskich naleśników według przepisu, którego nauczyła mnie lata temu niegdysiejsza przyjaciółka raszpy - Sayumi. Sayumi była kobietą poczciwą, łagodną i bardzo odpowiedzialną. To właśnie ona zajmowała się mną za dzieciaka, gdy ojciec pracował. Kontakt raszpy z Sayumi urwał się, gdy miałem niecałe siedem lat i moja rodzicielka puściła się z mężem kobiety. Mój - jakieś dwa lata później w dość naturalny sposób wzajemnego mijania się czasowego. Ostatni raz widziałem ją chyba na pogrzebie mojego ojca, jednak zniknęła dość szybko, zapewne nie chcąc być zmuszoną do rozmowy z raszpą.
Zerknąłem na zegarek - było kilka minut przed siódmą, a więc moje wyczucie czasu tym razem okazało się być wręcz idealne. Zerknąłem ponad ścianką na skulonego wciąż pośród prześcieradła i kołdry Soujirou. Mężczyzna podczas snu był naprawdę rozczulający - taki spokojny i bezbronny. Powoli traciłem umiejętność wyobrażenia sobie życia bez niego w zasięgu mojego wzroku.
Z wysuwanej szuflady wyciągnąłem dwa średnie talerze i zsunąłem z wysokiej półki sosjerkę, omal jej nie tłukąc. Woda w czajniku już się studziła, by nabrać odpowiedniej dla herbaty temperatury.
Przełożyłem ułożone w stosiku naleśniki na talerze, wyuczonym ruchem polałem je zimnym już sosem z czereśni i jagód i zabrałem je razem z sosjerką wypełnioną do połowy owocową polewą. Na sam widok od cukru bolały mnie zęby, ale czego się nie robi dla ukochanego mężczyzny. Wróciłem do kuchni, żeby zalać przygotowany już czajniczek. Na łóżku Soujirou zawiercił się i coś wymruczał pod nosem.
- Nie spiesz się. I tak gorąca herbata nie ma tak dobrego smaku, jak zimna - stwierdziłem wesoło, patrząc, jak mężczyzna próbuje wyplątać się z pościeli.
- Tak, tak, oczywiś… - wymamrotał mężczyzna i urwał w połowie. - Chwila… jaka herbata? - spytał zdziwiony.
- Chyba nie powiesz mi, że śniadanie jesz na sucho - odpowiedziałem, chichocząc. Soujirou był obłędny nawet o tym nie wiedząc. - A nie ma nic lepszego na przepicie cukru, jak biała herbata z kocimiętką i hibiskusem.
- Śniadanie, powiadasz? - Soujirou zamruczał niczym kot przed miską i spojrzał jeszcze nieco rozespanym wzrokiem na stolik, gdzie stała już większość jedzenia.
- Nawet nie myśl, że usiądziesz do jedzenia w samej bieliźnie - odpowiedziałem i omal nie pochlapałem się gorącą cieczą, gdy zobaczyłem zawiedzioną minę aktora. Że też musiał być aktorem i pokazywać się całemu światu...! - Nie patrz na mnie jak skarcone szczenię, tylko się ubierz. I streszczaj się, wystarczająco długo już się wyleżałeś - dodałem z uśmiechem i postawiłem na stoliku na bambusowej podkładce czajnik, po czym usiadłem na poduszkowatym fotelu, zakładając zwyczajowo nogę na nogę.
Moja groźba podziałała nad wyraz efektywnie i już po jakiś trzech minutach Soujirou siedział przy stole ubrany w białą koszulę, szare spodnie od garnituru i kamizelkę oraz brudnoniebieski, gładki krawat.
- Masz jakieś ważne spotkanie później? - spytałem, unosząc skonsternowany brew.
- Nie, czemu? Mówiłem, że pojadę z tobą do tego prawnika - stwierdził luźno mężczyzna, sięgając po sztućce.
- Wystroiłeś się jak szczur na otwarcie kanału - prychnąłem trochę niezadowolony. Mimo, że w większości przypadków patrzyłem na jakość garnituru na potencjalnym kochanku, nie lubiłem formalizmu u Soujirou. Wydawał się wtedy być bardziej odległy i porządny.
- Myślałem, że skoro mamy się spotkać z prawnikiem, to…
- Prawnikiem, który wiecznie chodzi w powyciąganych dżinsach i spranych koszulkach grup metalowych - nie mogłem powstrzymać chichotu. Jakkolwiek nikt nie mógł odmówić Sano Toguchiemu kompetencji, wiedzy i charyzmy w wykonywanym zawodzie, ostatnim przymiotem, jaki można mu było przypisać poza wokandą sądową, była powaga. Sano-ojisan, jak kazał mi na siebie mówić jeszcze za moich szczenięcych lat, był typem człowieka, który przychodzi na wykład w bermudach i hawajskim lei na znak, że zbliżają się letnie wakacje i jest mu gorąco. A tak poza tym, to podczas moich sporadycznych wizyt na uniwersytecie jeszcze ani razu nie udało mi się spotkać go w innych okolicznościach, niż otoczonego grupką roześmianych studentów. Rocznik w rocznik, wszyscy uwielbiali profesora, który bez najmniejszej żenady prowadzi na wykładzie rozprawę o prawa autorskie producenta dmuchanych, czy prowadzi wyceny komornicze damskiej bielizny, a przy tym robi to z taką finezją i pasją, że nawet najbardziej opornym na wiedzę trudno było nie zdać jego przedmiotu, pomimo stosunkowo trudnych egzaminów. - Nie, Sano-ojisan zdecydowanie nie jest normalny - mruknąłem do siebie pod nosem.
- Lubisz tego faceta, co? - spytał Soujirou, cały czas mi się przyglądając intensywnie. Dopiero teraz zorientowałem się, że przez rozmyślania o ekscentrycznym prawniku zupełnie się wyłączyłem i mężczyzna zdążył już do połowy zjeść swoją porcję.
- Co? A, tak. Tak wyszło - wymruczałem speszony. - Wiesz, Sano-ojisan i mój ojciec byli dobrymi kolegami, chyba nawet przyjaciółmi. No i to on się zajął pogrzebem zamiast raszpy, a wszystkie pieniądze, papiery i inne takie duperele są pod jego opieką dopóki nie będę pełnoletni - stwierdziłem, wzruszając ramionami. - Potem zresztą też mu pewnie to zostawię. Zupełnie się nie znam na tych wszystkich sprawach finansowych, a on poza habilitacją z prawa ma jeszcze jakiś tam tytuł z ekonomii, więc to nie jest dla niego problem.
- Ufasz mu, co? - spytał, a ja, nie wiedzieć czemu, w jego głosie wyczułem nutkę zazdrości.
- Jeśli tylko znasz kogoś innego, kto zna się na tym i wolałbyś jego, mogę jeszcze zmienić zdanie - stwierdziłem sugestywnie, a Soujirou odwrócił wzrok nieco zażenowany.
- Nie o to mi chodziło - odburknął w końcu, a ja tylko zachichotałem, widząc jego zakłopotaną minę.
- Wyluzuj, nie masz co się bać o niego. Nawet, jeśli kręcą mnie faceci po pięćdziesiątce, to nie tacy, których znam od dzieciaka. W końcu to praktycznie rodzina, nie jestem aż takim zboczeńcem - stwierdziłem, upijając łyk niesłodzonej herbaty.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze wulgarne, obraźliwe lub w inny sposób naruszające netykietę usuwam. Proszę na nie nie reagować.
Komentarze niedotyczące bloga proszę umieszczać w zakładce SPAM, inaczej zostaną one usunięte. Dziękuję za wyrozumiałość.