Pasek

Chronica Genusmuto Logo

Chronica Genusmuto Logo

sobota, 28 października 2017

Rozdział XVII

- Dobra, posprzątajcie jeszcze te papierki, co latały na całych zajęciach i jesteście wolni. Na za tydzień proszę przeczytać pierwsze 3 paragrafy z drugiego działu Robertsa i powoli dobierajcie się już w grupy - stwierdził opalony mężczyzna o donośnym głosie i idiotycznie wielkich okularach w krwistoczerwonych oprawkach. - I radzę wam się dogadać, bo wszystkie panie będą w grupie ze mną i nie będziecie mieli wymówki na nocne spotkania - dodał, gdy na auli kilkadziesiąt krzeseł zrobiło skrzypiące „szruu!” pod wstającymi studentami. Kilka osób zachichotało na tę ostatnią uwagę. Przeszedłem od wejścia w dół, przeklinając projektanta sali za tak idiotyczny rozstaw stopni.  Skinąłem wykładowcy, który z uśmiechem rozpoczynał rozmowę z trzema studentkami.
- Panie wybaczą, ale obawiam się, że muszę wam uprowadzić sprzed nosa pana profesora - stwierdziłem flirciarskim głosem, podchodząc do grupki z rękoma wsuniętymi w kieszenie spodni.
- Och, jasne… - wymruczała jedna, przyglądając mi się z ciekawością. Cała trójka wyglądała raczej na porządne dziewczyny, dlatego postanowiłem nie sprowadzać ich „na złą drogę”. Zwłaszcza, że w drzwiach na górze stał Soujirou i wszystko widział.
- A tak w ogóle, to nie pamiętam cię. Jesteś z jakiegoś programu wymiany studentów? - spytała druga, idealny obraz feudalnej gejszy. No, może nie idealny, bo nieco zbyt okrągły, ale wiele do perfekcji jej nie brakowało. Nawet włosy miała przycięte w charakterystycznym, „schodkowo-kwadratowym” stylu.
- Powiedzmy. Program „i ty możesz mieć swojego prawnika” - odpowiedziałem z uśmiechem. - Prawda, Sano-ojisan?
- Dlaczego wydaje mi się, że próbujesz być ironiczny, co młody? - spytał mężczyzna ze śmiechem. - No, już, już, zmykać mi na następne zajęcia. Chyba, że chcecie zamykać za mnie salę. Ja się nie obrażę, nie lubię latać z kluczem przez pół budynku - mruknął mężczyzna w teatralnej zgryźliwości.
- W takim razie do widzenia za tydzień, Sano-ojisan - zachichotały studentki, z przekąsem powtarzając za mną honoryfikację i odeszły.
- Zgaduję, że powinienem odwołać następne zajęcia, co młody? - zagadnął prawnik, gdy zostaliśmy już sami. Zerknąłem szybko na Soujirou, chcąc się upewnić, że nie odbiera źle całej ten sytuacji. W końcu znał moje upodobania, więc nie byłem pewny, czy tak nieformalny ton prawnika mógł być mylący.
- O ile nie uczyłeś się na pamięć moich dokumentów, to raczej tak - stwierdziłem z uśmiechem. - A tak nawiasem mówiąc, to taaaam - z rozmachem machnąłem ręką w stronę aktora. - stoi Soujirou, mój obecny partner.
- Nie odpuściłeś sobie facetów, co? - westchnął głośno mężczyzna, wysuwając się z gracją sumoki spomiędzy stołów, za którymi prowadził zajęcia. - No nic, chodźmy poznać tego Soujirou i powiesz mi, co znowu wymyśliła moja ukochana semi-szwagierka - stwierdził, prowadząc mnie za ramię ku wyjściu.

~~^.^~~

- To co zwykle? - spytałem, bez skrępowania otwierając szafkę w gabinecie prawnika. Gdy nie doczekałem się zaprzeczenia, wyciągnąłem trzy kubki z namalowanymi na nich postaciami z europejskich bajek i foliowe opakowanie kawy, po czym postawiłem je na kredensie obok.
- Souji, napijesz się z nami kawy, czy wolisz coś innego? Tylko ostrzegam, że w takim razie musisz lecieć na dół do kuchni, ten tutaj to nałogowiec - spytałem, zerkając na stojącego wciąż w progu aktora. Widziałem, że nie czuł się zręcznie przebywając w jednym pomieszczeniu z nieznanym sobie mężczyzną, z którym byłem na tak poufałych stosunkach. To aż śmieszne, jak bardzo stremowany był  ponoć aktor i pedagog.
- N-nie, ja dziękuję - wymruczał w końcu speszony.
- Ależ nie ma się co tak krepować. Souji, tak? - niemal prychnąłem śmiechem, widząc minę Soujirou, gdy Sano-ojisan podszedł do niego, klepnął po plecach na misiaka i zaczął perorować tym swoim barytonem pogodnego wykładowcy.
- Soujirou. Soujirou Honami - sprostował szybko aktor, zerkając przez chwilę na mnie. Mogłem tylko domyślać się, jak się czuł, będąc po raz pierwszy osaczony przez… „barwną i ekspresyjną” osobowość starszego mężczyzny.
- Soujirou, jasne. Ostatnio moja siostrzenica wspominała chyba coś o aktorze imieniem Soujirou, no ale nic. Posłuchaj mnie, Soujirou. Jak mi powiedział Hei-kun, jesteście razem, tak? - z niewiadomego mi powodu młodszy mężczyzna dziwnie pobladł.
- Tak, a to coś złego? - spytał niepewnie.
- Ależ oczywiście, że nie. Wręcz przeciwnie, w końcu się nie szlaja po jakiś zakazanych alejkach w poszukiwaniu kolejnego nadzianego salarymana. A przynajmniej taką mam nadzieję - twarz Soujirou nieco się wygładziła, jednak widziałem, że stanowczo nie oczekiwał takiej wylewności po moim prawniku. - No, to jak jesteś w związku z Heiem, to jesteśmy już prawie rodziną, a u rodziny się nie zachowuje jak pierwszy dzień na stażu w Sądzie Najwyższym, nie? Nie spinaj się tak, tylko rozsiądź i musimy się lepiej poznać. W końcu to rzadkość, żeby mój uroczy wychowanek przyprowadził kogokolwiek do rozmowy o pieniądzach.
- Sano-ojisan! - zaprotestowałem niemal krzykiem. Powoli ja też zaczynałem się czuć niezręcznie. - Dobrze wiesz, że nie jestem tutaj po to, żeby roztrząsać moje podboje miłosne. Masz już te dokumenty? - spytałem, starając się za wszelką cenę zmienić temat.
- Wszyściutkie o tutaj. Na twoje szczęście przyzwyczaiłem się już, że przychodzisz na uczelnię zamiast do mnie - mężczyzna poklepał z głośnym plaskiem dłoni o drewno szafę z mahoniu. - To słucham, niech mnie urzeknie twoja historia - stwierdził, rozsiadając się w fotelu, gdy przed nami stały już dwa kubki parującej kawy o nieco kwaśnawym zapachu.
Westchnąłem i w skrócie opowiedziałem mu o wczorajszej konfrontacji z matką. Dwa, czy trzy razy Sano-ojisan dopytał mnie o dokładne słowa raszpy i coś sobie notował po łacinie, ale nie wnikałem, do czego mu to było potrzebne. Szczęśliwym trafem, rozmowa z raszpą wywarła na Soujirou na tyle duże wrażenie, że pamiętał wszystko niemal z dokładnością stenogramu. Gdy skończyłem, prawnik wyjął z szafy gruby, czarny segregator, powybierał z niego kilka dokumentów, szybko je przejrzał, po czym podniósł na mnie wzrok, licząc coś w głowie.
- Póki co sprawa wygląda dla mnie tak: do końca września nie masz się co martwić wyrzuceniem z domu, w końcu jesteś nieletnim pod jej opieką. Dalej sprawa z domem się komplikuje, tak jak już rozmawialiśmy wcześniej. Muszę jeszcze to skonsultować ze swoim kolegą z Okinawy, ale wydaje mi się, że moglibyśmy ją pociągnąć o odszkodowanie za stracenie lokum mieszkalnego. Ostatecznie Liwei nie napisał nic w testamencie o podziale jego osobistego majątku, więc prawo przyznaje wam równe prawa i połowa należy do ciebie.
- Znaczy się, że ona mnie też nie może wypieprzyć, tak? - spytałem, zakładając ręce na siebie.
- Może jej się udać, jeśli znalazła dobrego adwokata. Wydaje mi się, że powinniśmy poczekać, aż to ona wytoczy ci sprawę o relokację. Ostatecznie posesja po dziadkach jest twoja, więc masz możliwość wyprowadzenia się, a ona się hajtnęła i w świetle prawa może stworzyć pełną rodzinę z mężem. Kodeks chroni rodzinę jako jednostkę prokreacyjną, więc jesteś na przegranej pozycji.
- Przecież oni też mogą się wynieść do Koto - stwierdziłem zirytowany, mnąc w ręce przypadkową karteczkę z biurka.
- I taką weźmiemy między innymi linię obrony. Jak już mówiłem, połowa praw leży po stronie Saiye-chan, więc nie możemy nic z tym zrobić - odpowiedział prawnik, wertując dokumenty. - Ale za to jest zupełnie realna szansa na to, żeby wywalczyć spłatę twojej części domu lub sądownie zarządzić sprzedaż majątku i podzielenie pieniędzy po równo. W zasadzie, pewnie przed wytoczeniem rozprawy dostaniesz pismo o ugodę, więc możemy zaproponować takie rozwiązanie. Na więcej w sądzie nie liczyłbym. Możemy tylko zyskać na wiarygodności, nawet, jeśli odmówią. To jak?
- Dobrze wiesz, że tu nie chodzi o pieniądze, a o zasady. Ta suka zrujnowała nam obu - mi i ojcu - życie - syknąłem i niemal natychmiast poczułem na udzie rękę Soujirou.
- Spokojnie, w nerwach i tak nic nie osiągniesz - wyszeptał mi do ucha uspokajająco, głaszcząc mnie po nodze.
- Otóż to. Chyba nie muszę ci tłumaczyć, młody, że w twojej sytuacji lepiej jest jej odpuścić, żeby przez przypadek nie doniosła na twoje uszy. Zwłaszcza, że co jakiś czas w świecie naukowym pojawiają się jakieś plotki o chimerach ludzkich. Jak znajdzie jakiegoś świra od demonów, to będzie po tobie.
- Mój ogon nie ma z tym nic wspólnego! - krzyknąłem, uderzając pięścią w stół.
- Za to jest doskonałym narzędziem do wymuszeń - stwierdził cicho Soujirou. Oboje popatrzyliśmy nieco zdziwieni na aktora. - Wspominałem ci już, że w mojej branży zdarzają się zmiennokształtni, prawda? Jakiś rok temu jedna z takich dziewczyn podpadła reżyserowi. Możesz mi wierzyć, że jak z wieloma złośliwymi ludźmi pracowałem na planie, tak to już podpadało pod paragraf.
- I właśnie o tym mówię. Hei, wiem, że nie chcesz oddawać domu Liweia, ja zresztą też nie, ale i tak nie jesteś w stanie go zatrzymać, więc chociaż wyciągnijmy za to jak najwięcej.
- Zgaduję, że pieniądze też podpadają pod to? - spytałem, zirytowany całą sytuacją. Naprawdę nie mogłem uwierzyć, że ta suka ma dostać cokolwiek oprócz kopa w tyłek i wina z arszenikiem. Co prawda już jakiś rok temu rozmawiałem o tym z Sano-ojisanem, ale cały czas miałem nadzieję, że znajdzie się jakaś furtka.
- Tylko te za prawa autorskie, ale i tak sporo tego. Jak się tak głębiej zastanawiałem na tym kiedyś, to doszedłem do wniosku, że twój ojciec mógł celowo „przeoczyć” ten skrawek majątku, żeby zabezpieczyć twoją przyszłość - Sano-ojisan wstał i odniósł pusty już kubek na szafkę koło hordy podobnych, również niewymytych z fusów.
- Wiesz, że mówisz od sensu, nie? - westchnąłem i zacisnąłem dłoń na dłoni Soujirou, żeby się opanować. Aktor pogładził ją kciukiem.
- Sam się zastanów, młody. Twój ojciec był roztrzepany jak jajka w cieście i potrafił zapomnieć połowy rzeczy do pracy, ALE finansów i spraw medycznych pilnował lepiej niż niejeden ekonomista w Centralnym - to jedno musiałem przyznać mężczyźnie. Pamiętałem, jak za dzieciaka towarzyszyłem ojcu czasem podczas obchodu na oddziale. Nawet ordynator liczył się z jego zdaniem w diagnozach. Co do pieniędzy, to nie byłem aż tak przekonany, ale jako małolat ostatnim moim zmartwieniem był budżet domowy, skoro bez trudu mogłem kupić wszystko, na co miałem ochotę. Włącznie z wielkim terrarium dla węża, czego w końcu nie kupiliśmy ze względu na protest dziadka od strony raszpy. - Może wykalkulował, że jak odda willę w Toshimie i trochę pasywów, to twoja matka będzie miała wystarczająco duży powód, żeby cię nie wydać. W końcu, jak wyjdzie na jaw twoja tożsamość, nie będziesz już miał w zasadzie nic do stracenia i posuniesz się do wszystkiego. Może i Liwei nie przewidział, że wrócisz do korzeni mafijnych, ale z całą pewnością znał twój charakter na tyle, żeby wiedzieć, że masz tendencje do zachowywania się jak osaczone zwierzę z dżungli.
- Może i rac… chwila! - przerwałem, gdy dotarło do mnie, co powiedział Sano-ojisan. - Jaki „powrót do mafijnych korzeni”?! Wiedziałeś, że moi dziadkowie przywodzili mafii!
- Oczywiście, że wiedziałem - mężczyzna wzruszył ramionami, jak gdyby mówił o czymś najoczywistszym na świecie. - W końcu znałem się z Liweiem niemal od pieluchy - odpowiedział mężczyzna spokojnie. - Widzę, że nie pomyliłem się i dogrzebałeś się już do przeszłości.
- Bardziej przeszłość dogrzebała się do mnie. Mniejsza z tym. Słyszałem, że szykuje ci się jakaś duża rozprawa. Mógłbyś się mimo to zająć moją matką? - spytałem niepewnie, schodząc na inny temat. Mężczyzna popatrzył na mnie, jak gdybym go czymś uraził.
- Nie myślałem, że dożyję czasów, w których ukochany syn mojego najlepszego przyjaciela będzie się wahał z poproszeniem mnie o pomoc. Zwłaszcza, że przypominam: mam z tego nie aż tak mały profit z twojego portfela - dodał po chwili żartobliwie.
- Jesteś niemożliwy - prychnąłem śmiechem. - A co mam zrobić z psami? Nie jestem pewny, co ta suka znowu wymyśli.
- Hei, przecież mówiłeś, że… - Souji popatrzył na mnie zaniepokojony, ale uśmiechnąłem się tylko do niego lekko. Nie chciałem wcześniej martwić mężczyzny, ale nie do końca byłem pewny, czy perspektywa znalezienia przez policję kilku podrabianych szmat była wystarczającym straszakiem przeciwko urządzeniu przeszukania.
- Jak już mówiłem, dom jest w połowie twój. Twoja niepełnoletność jest problemem, bo jako prawny opiekun, Saiye-chan może decydować o twojej hospitacji, ale myślę, że wystarczy, jak zażądasz nakazu przeszukania i powołasz się na mnie - stwierdził prawnik, wzruszając ramionami od niechcenia. - A chyba nie muszę ci tłumaczyć, jak leniwa jest policja, jeśli tylko może.
- Jasne - mruknąłem. Nie udawałem, że kawałek życiorysu, który dzieliłem z szeroko pojętymi służbami bezpieczeństwa, nie zaliczał się do najpiękniejszych wspomnień. Jako dzieciakowi bez doświadczenia, powinęła mi się noga i złapano mnie już kiedyś z dragami. Na moje szczęście, Sano Toguchi należał do elity prawników i, nie bez problemów, wywalczył mi jedynie kuratora. Kuratora, który w bardzo szybkim tempie przekonał się, że jestem problemem ponad jego siły i odpuścił sobie resocjalizację po niecałym miesiącu, pewnie do tej pory dokładając swoje dwa grosze do biurokratycznej makulatury sprawozdaniami o tym, że „Heisuke Tsukigami robi postępy w powrocie do prawidłowego modelu obywatela”, czy innymi takimi bzdetami. - To my nie będziemy ci już przeszkadzać. I tak pewnie mnie twoi studenci zlinczują za zabranie im zajęć - stwierdziłem z uśmiechem. - Słyszałem, że ktoś się pod tobą broni, tak swoją drogą.
- Tsa, przemiła dziewczyna. Zastanawiam się, czy nie wziąć jej do swojej kancelarii, miałbym trochę więcej czasu - odparł luźno. - Musicie się zresztą kiedyś poznać.
- Znajdź lepszą porę. Póki co wyrobiłem normę spotkań towarzyskich na rok wprzód. A drugie tyle na mnie czeka. Niestety - figlarnie przygryzłem język, przyjmując dłoń Soujirou i podciągając się na niej na równe nogi. - Idziemy? - spytałem, zerkając na mężczyznę.
- Jeśli załatwiłeś już wszystko, to raczej tak - odpowiedział, zerkając na zegarek na ręce, a mój wzrok bezwiednie podążył w kierunku jego nadgarstka. Omal nie rzuciłem się na szyję kochankowi, gdy zobaczyłem charakterystyczną czarną tarczę Zenitha.
- Widzę, że ci się spodobał - stwierdziłem z uśmiechem, przejeżdżając opuszkami palców po szklanej kopercie. Souji popatrzył na mnie nierozumiejącym wzrokiem, ale w końcu uśmiechnął się tylko lekko. - Powiedziałbym do zobaczenia, ale ostatnio widzimy się tylko, jak są jakieś problemy, więc może lepiej trzymajmy się od siebie z daleka - rzuciłem przez ramię i pociągnąłem Soujirou w kierunku wyjścia.
- Do niezobaczenia, młody. Mogę jeszcze na chwilę pożyczyć sobie Soujirou? - obejrzałem się na prawnika zaintrygowany. - Nie martw się, to nie potrwa długo.
- Jeśli Souji nie ma nic przeciwko - wzruszyłem ramionami i wyszedłem. Mogłem się tylko domyślać, co Sano-ojisan chciał od aktora, ale wolałem w to nie wnikać. Soujirou i tak mi pewnie powie, jeśli cokolwiek będzie nie tak. Na moje szczęście, trafiłem na partnera tak otwartego, że czasami czułem się niemal jak ksiądz w konfesjonale.

Czekałem na Soujirou już wystarczająco długo, by zacząć się martwić. Przestąpiłem z nogi na nogę, nie patrząc, co jest pode mną i aż krzyknąłem z bólu, gdy skręciłem kostkę, a usztywnienie zablokowało jej możliwość dobrego ustawienia się. Szczęście w nieszczęściu, stało za mną Mitsubishi, więc jedynie poleciałem na metalowe drzwi i mogłem się w jakiś kontrolowany sposób osunąć na ziemię do siadu. Przygryzłem dolną wargę, żeby chociaż trochę odciągnąć uwagę mózgu na inne rejony ciała. Szarpnąłem sznurkami przy nogawce bojówek. Wreszcie udało mi się dostać do opatrunku. Niemal przez łzy rozpiąłem usztywnianą opaskę uciskową, pozwalając, by noga przybrała z powrotem poprawną pozycję. Dwoma palcami zbadałem kostkę. Poza bólem i początkowymi symptomami histerii, na szczęście nic mi się nie stało. Odetchnąłem z ulgą i założyłem z powrotem ostrożnie prowizoryczną ortotezę, na wszelki wypadek nie dociskając jej tak mocno. Miałem właśnie wstawać, gdy otwarły się drzwi i w takiej pozycji rozkracznej na żwirze parkingowym zobaczył mnie Soujirou.
- Hei, co się stało?! - niemal krzyczał, podbiegając do mnie. - Nic ci nie jest? - spytał, a w jego głosie odbiła się panika.
- Nic mi nie jest, źle stanąłem - wymruczałem skrępowany, odwracając wzrok.
- Ja lepiej zadzwo…
- Nigdzie nie dzwoń, nie ma po co! - wyrwałem mężczyźnie telefon z ręki i wsunąłem go sobie do kieszeni. - Pomożesz mi wstać, czy tak sobie będziemy siedzieć na tym żwirku i czekać na łaskę niebiańską? - prychnąłem, daremnie starając się ukryć zażenowanie.
- A, tak, tak, już - wymamrotał pośpiesznie Soujirou, wstając i biorąc mnie pod pachę. - Jesteś pewny? Według mnie powinniśmy podjechać do przychodni, choćby i po to, żeby zrobić prześwietlenie.
- Jeszcze mnie pod tomograf wsadź - prychnąłem, opierając się o samochód w oczekiwaniu, aż Soujirou odblokuje zamki w drzwiach. - Ile mam ci powtarzać, że nic mi nie jest?
- Po prostu się o ciebie martwię - stwierdził, a z wnętrza Mitsubishi dobiegło charakterystyczne kliknięcie. Wsiadłem do środka i zapiąłem pas.
- Jedź już - stwiierdziłem w końcu ugodowo. - I tak mi nie dasz pewnie spokoju przez najbliższy miesiąc - westchnąłem ciężko, gdy pojazd zamruczał przy starcie silnika.
- Znaczy się, że się zgadzasz na bada…
- Jedź, powiedziałem - przerwałem mu ostro i odwróciłem głowę w stronę okna. Przez odbicie w szybie widziałem, że mężczyzna uśmiecha się zadowolony z wygranej. W końcu czasem mogę mu dać tę satysfakcję, prawda? Zwłaszcza, że nie będzie ona darmowa. Zachichotałem do własnych myśli.
Poczułem wibrację w tylnej kieszeni. Wyciągnąłem telefon i zobaczyłem na wyświetlaczu „1 nieodebrana wiadomość od: Chiro”. Moje serce na chwilę przestało bić. Zerknąłem na Soujirou, ale ten na szczęście skupiony był na drodze przed sobą. Otworzyłem SMS’a.
Chiro
Bede na ciebie czekal tam, gdzie w piatek.
Odebrano o 12:53

- Kurwa mać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze wulgarne, obraźliwe lub w inny sposób naruszające netykietę usuwam. Proszę na nie nie reagować.
Komentarze niedotyczące bloga proszę umieszczać w zakładce SPAM, inaczej zostaną one usunięte. Dziękuję za wyrozumiałość.