Pasek

Chronica Genusmuto Logo

Chronica Genusmuto Logo

sobota, 11 listopada 2017

Rozdział XXVII

- Proszę zaprotokołować świadka: Soujirou Honami, lat 27, kawaler. Świadek jest pasierbem powódki i przybranym bratem powoda - gdy spojrzenia moje i Soujirou się spotkały, mężczyzna uśmiechnął się lekko, jak gdyby chciał powiedzieć, że wszystko będzie w porządku. - Proszę powiedzieć, jak długo znajduje się pan w pokrewieństwie ze stronami.
- Oficjalnie nieco ponad miesiąc, ale poznaliśmy się jakieś dwa miesiące temu.
- Zaprotokołowane? W takim razie, Miyagiji-san, świadek jest pani - prawniczka żywiołowo obeszła biurko, przy którym siedziała razem z raszpą, oparła się pośladkami o blat i zaparła na nim rękoma.
- Dziękuję. Przejdę od razu do rzeczy. Czy to prawda, że przebywa pan w związku emocjonalnym z powodem?
- Nie widzę w tym nic dziwnego, w końcu wystarczająco długo ze sobą przebywamy.
- Pan wie, o czym mówię. Chodzi mi o relacje, chciałoby się powiedzieć, „damsko-męskie”.
- Nie zauważyłem, żeby Hei zmienił płeć w międzyczasie. Ale tak, jesteśmy parą. Nawet śpimy ze sobą. Pozwoli pani, że nie będę opowiadał ze szczegółami - kilka osób z widowni zachichotało, ale mina Soujirou pozostawała wciąż niezmienna. Widziałem po nim, że grał i traktował całe przesłuchanie jak kolejny występ publiczny, zresztą przy nie aż tak małej widowni.
- To nie będzie konieczne. Zatem przyznaje pan, że pana osąd sprawy jest jednostronny ze względu na zażyłość z powodem?
- Nie, nie mam ku temu powodu. W końcu mój ojciec jest mężem Sayie-san, więc równie dobrze mógłbym pomóc jemu, swoimi zeznaniami popierając Sayie-san. Ale tego nie zrobię, żyjemy w państwie prawa i obowiązku.
- Proszę nie kpić.
- Uważa pani, że to nieprawda? - znowu rozległy się śmiechy, do których tym razem dołączyłem również ja. Uwielbiałem Soujirou w takich chwilach, gdy brał pełną kontrolę nad słowem. Co prawda, nie był to ten mój niewinny i delikatny Soujirou, ale równie fascynujący.
- Widzę, że się pan dobrze bawi. Część komediową zostawmy za sobą i proszę mi powiedzieć, czy orientuje się pan w stanie materialnym mojej klientki i pana ojca?
- Nie ze szczegółami, ale raczej tak. Rozmawiam czasem z ojcem również o tych sprawach.
- W takim razie proszę powiedzieć, jak zmieni się sytuacja materialna mojej klientki po straceniu swojej obecnej części spadku.
- Sprzeciw - Sano-ojisan popatrzył na prawniczkę wyzywająco. - Wyrok w tej sprawie jeszcze nie zapadł.
- Proszę mnie nie łapać za słówka, oboje wiemy, o co chodzi - prychnęła Miyagiji, poprawiając ułożenie rąk.
- Sprzeciw podtrzymany, proszę inaczej sformułować pytanie - oznajmił sędzia powolnym głosem.
- Dobrze, w takim razie powiem tak: jak duży wpływ ma posiadłość i jej przyległości, o które się dzisiaj procesujemy na całkowity majątek mojej klientki?
- Myślę, że całkiem spory, chociaż i bez niego nie powinna mieć problemów z przeżyciem.
- Ale nie utrzymałaby tego samego standardu życia?
- Większość ubrań nie jest jednorazowa, więc można je trzymać dłużej niż tydzień, a lokalna piekarnia z całą pewnością oferuje równie dobre bułki, co ta najdroższa w Tokio. I mówię to jako osoba, która zna zarówno jedne, jak i drugie. Jeśli chodzi o sam lokal, to dom mojego ojca wcale taki mały nie jest, przez wiele lat mieszkaliśmy w nim we czwórkę. Chociaż przyznaję, że jest trochę tańszy i mniejszy.
- Dziękuję, nie mam więcej pytań. Kolego? - zerknęła w stronę Sano-ojisana. Prawnik skinął krótko głową.
- Skoro wiemy już wszystko o ekonomii, przejdźmy do rzeczy mniej przyziemnych. Jaki jest pana stosunek do powódki?
- Początkowo uważałem ją za rozważną, naprawdę przyjazną kobietę. Jeszcze zanim się poznaliśmy, ojciec opowiadał mi o swojej nowej miłości. Byłem więc pozytywnie nastawiony, zwłaszcza po pierwszych spotkaniach.
- Mówi pan, jak gdyby ta sytuacja się zmieniła. Jak w takim razie postrzega pan powódkę teraz, kiedy nastąpiła zmiana i dlaczego?
- Od początku wiedziałem, że Hei… znaczy się Heisuke, że jest w konflikcie z Sayie-san. Chciałem ich jakoś pogodzić i w końcu udało mi się zaaranżować wspólne spotkanie.
- Kto był stroną organizującą to spotkanie?
- Zaproponowała je Sayie-san podczas rozmowy ze mną. Zaoferowałem, że znajdę odpowiedni czas i nakłonię Heia do uczestnictwa.
- Udało się?
- Owszem.
- I co było dalej?
- Rozmowa zaczęła się dość zwyczajnie, chociaż Hei jak zwykle nie był zadowolony z konfrontacji. Ale to nie trwało długo. Sayie-san w bardzo nieprzyjemny sposób oznajmiła, że ma zamiar przejąć willę i wyrzucić Heia, gdy tylko ten będzie miał dwudzieste urodziny. Jako osoba z przeszkoleniem psychologicznym, powiedziałbym nawet, że wyglądało to trochę, jakby w Sayie-san pokazała się zupełnie inna osobowość.
- Rozumiem. Jak w tej sytuacji zachował się mój klient?
- Zdecydowanie był zszokowany wszystkim i nie wiedział, jak się powinien zachować. Rozmowa została zakończona, bo Sayie-san wyszła.
- Wracał pan kiedyś do tematu z powódką?
- Nie, nigdy. Od tego czasu rozmawialiśmy jeszcze dwa, czy trzy razy, ale nie były to poważne tematy.
- A z moim klientem?
- Też niedużo. W większości w pana gabinecie.
- W takim razie zna pan stanowisko mojego klienta. Może się pan do niego ustosunkować?
- Myślę, że Hei znał swojego ojca na tyle, że wie, co robi. Gdybym miał obstawiać, dlaczego robi to, co robi, bardziej bym powiedział tu głównie o honorze i poczuciu obowiązku wobec ojca niż czystej chęci zemsty, czy zawiści, chociaż te pewnie też mają jakiś niewielki wpływ.
- Rozumiem, nie mam więcej pytań.


- Proszę zaprotokołować kolejnego świadka. Yosuke Shimone, lat 49, kawaler, pokrewieństwa brak. Proszę powiedzieć, jakie jest pana powiązanie ze stronami.
- Jestem detektywem wynajętym przez panią Honami niespełna rok temu.
- Co? - wstałem, nie wierząc w to, co właśnie usłyszałem. Wiedziałem wcześniej, ze Shimone ma zeznawać ze strony raszpy, ale do tej pory nie byłem w stanie domyślić się, po co jej jakiś mój losowo wybrany były kochanek… Więc to o nim mówił rok temu Zu, że mam za sobą nadprogramowy cień i mam uważać. - Przespałeś się ze mną na zlecenie mojej matki?!
- Czy to prawda? Czy był pan w relacji seksualnej z powodem? - spytał sędzia, wyraźnie bardziej ożywiony niż dotychczas. Teraz wreszcie zaczynało się coś dziać, ale, o ironio, zupełnie mnie to nie cieszyło.
- Owszem, między nami doszło kilka raz do zbliżenia, ale po tym przedłożyłem pani Honami efekty śledztwa i kontakt się urwał.
- Czy wszystko zostało zaprotokołowane? W takim razie oddaję świadka Miyagiji-san.
- Dziękuję. Mówił świadek, że został wynajęty przez moją klientkę. W jakim celu?
- Pani Honami twierdziła, że podejrzewa, że jej syn zadaje się z niewłaściwymi osobami i chciałaby znać szczegóły, żeby móc odpowiednio zareagować. Chciała, żebym go śledził i się tego dowiedział.
- W takim razie można powiedzieć, że moja klientka jest troskliwą matką, która martwi się o swoje dziecko, tak?
- Nie do końca. Od początku wydawało mi się, że potrzebuje informacji w jakimś innym celu, ale do czasu rozprawy nie wiedziałem, jaki by to miał być cel. Teraz wydaje mi się, że chciała narzędzi do skompromitowania syna. O nie zresztą nie było trudno.
- To znaczy?
- Dość szybko ustaliłem, że obserwowany przeze mnie chłopak, czyli powód, preferuje mężczyzn. W obecnych czasach nie jest to nic niezwykłego, jednak powoda zdecydowanie nie można zaliczyć do większości. Wybierał mężczyzn o wiele starszych od siebie, zazwyczaj bogatych. Co więcej, dość często były to osoby w różny sposób powiązane z mafią lub innymi organizacjami mogącymi być organizacjami przestępczymi. Przykładowo, jednym z częstszych miejsc, w które się udawał, była herbaciarnia Lan se Maotouying, znana w mojej branży jako miejsce spotkań chińskiej triady Czerwone Sztylety. Często również bywał w towarzystwie wielokrotnie karanego za pobicia Tomoyusuke Hashiwary, czy znanego nam dilera narkotykowego Atarou Finnjacka.
- Chce pan zasugerować, że powód ma jakieś powiązania z mafią?
- Tego nie ustaliłem ze stuprocentową pewnością.
- No dobrze. Proszę w takim razie powiedzieć, w jaki sposób wszedł pan w kontakt z powodem i jak przebiegał ten kontakt.
- Po ponad tygodniowej obserwacji udało mi się stwierdzić, że większość spotkań z nieznanymi dotąd mężczyznami odbywało się w jednym konkretnym barze, w którym zresztą powód publicznie i bez zawahania spożywał alkohol. Początkowo chciałem ten fakt zgłosić na policję, ale pani Honami przekonała mnie, że nie jest to dobry pomysł. Tak więc przyszedłem tam przebrany za biznesmana w dzień, w którym przypuszczałem, że obserwowany się pojawi. Zaczepienie go i zaproponowanie wspólnej nocy nie było niczym trudnym. Potem spotykaliśmy się jeszcze kilkanaście dni. Nie chciałem się zdekonspirować, dlatego niewiele w sumie rozmawialiśmy przez te dwa tygodnie naszej znajomości o sprawach związanych z rodziną powoda. Z tego, co udało mi się wyciągnąć, wiem, że szczerze nienawidził matkę. Kilka razy mówił też o chęci zemsty na niej i traumie z nią związanej. Według jego słów, jako dziecko miał być świadkiem stosunków seksualnych powódki z różnymi mężczyznami, jednak podczas moich kontaktów z panią Honami nie zauważyłem jej skłonności do uwodzenia mężczyzn.
- Rozumiem. Chciałby pan jeszcze coś dodać odnośnie wrażeń z rozmów z powodem lub jego zachowaniem?
- Zauważyłem, że bardzo dokładnie omijał tematy związane z ojcem i swoimi zainteresowaniami. Wydaje mi się również, że początki jego kontaktów z mężczyznami mogły nie być najlepsze, dlatego też obecnie ma problemy z poprawnym budowaniem relacji innych jak czysto fizyczne. Ale nie mogę być tego pewny, to tylko moje przeczucia.
- Rozumiem. W takim razie dziękuję za odpowiedzi, nie mam więcej pytań.
- Toguchi-san, świadek jest pana - oznajmił sędzia. Sano-ojisan przejrzał jeszcze szybko jakieś notatki i przeszedł przed biurko.
- Czy gdyby nie zlecenie, zainteresowałby się pan moim klientem jako potencjalnym partnerem?
- Raczej nie. Powód jest osobą młodą, w dodatku zdecydowanie unika budowania stałych relacji partnerskich i otwarcie mówi o swoich doświadczeniach z różnymi mężczyznami.
- W takim razie była to wyłącznie kwestia prowadzenia śledztwa, tak?
- Owszem.
- Często się zdarza panu iść do łóżka z kimś tylko po to, żeby wyciągnąć od niego informacje do swojej pracy?
- Sprzeciw, pytanie nie ma związku ze sprawą - zaprotestowała ostro Miyagiji-san, ale sędzia pokiwał przecząco głową.
- Proszę odpowiedzieć - orzekł.
- Nie, była to sytuacja wyjątkowa.
- Dlaczego pan się na nią zdecydował?
- Częściowo był to wpływ pani Honami, która nalegała na to, żebym się jak najbardziej zbliżył do obserwowanego w ten sposób.
- A reszta części?
- Myślę, że były to względy personalne - Shimone zawahał się. Miałem ochotę go rozszarpać. - Powód wydał mi się w jakiś sposób ofiarą własnych zachowań i myślałem, że uda mi się jakoś mu pomóc. Może to brzmi dziwnie, bo w końcu przespałem się z nim, ale chyba myślałem, że w ten sposób uda mi się zdobyć jego zaufanie.
- Jaki był tego efekt?
- Jak już mówiłem, powód mówił tylko to, co uważał za bezpieczne i do samego końca nie otworzył się przede mną. A po zakończonej sprawie pani Honami zażądała zerwania kontaktów z powodem. Miałem zamiar kontynuować znajomość mimo to, ale dostałem duże zlecenie i musiałem na kilka tygodni wyjechać z miasta, a potem już nie udało mi się ponownie zbliżyć do powoda.
- Dziękuję, nie mam pytań do świadka.
- Jeśli można. Chciałbym tylko przeprosić Heia. Nie myślałem, że tak się sprawy ułożą.
- Wsadź sobie te przeproszenia w odpowiedni otwór, szpiclu - prychnąłem i napiłem się niebieskiego ziela ze szklanki załatwionej mi przez Sano-ojisana. Brzydziło mnie, że rok temu nawet go lubiłem.


- Proszę zaprotokołować kolejnego świadka. Sayumi Harada, lat 42, zamężna, pokrewieństwa brak - do fotela świadka podeszła przysadzista kobieta o spokojnej twarzy i nieco krzywych nogach. - Proszę powiedzieć, jakie jest pani powiązanie ze stronami w sprawie.
- Byłam przyjaciółką Saiye i częściowo wychowywałam Heia.
- Rozumiem. Toguchi-san, świadek jest do pańskiej dyspozycji - Sano-ojisan wstał i przeszedł na środek pustej przestrzeni przed sądem.
- Powiedziała pani „byłam”, a nie „jestem”. To było przejęzyczenie, czy celowe?
- Zupełnie celowe.
- Proszę opowiedzieć, jak pani poznała powódkę.
- To było jeszcze w czasach licealnych, chodziłyśmy razem do drugiej… nie, do trzeciej klasy. Dość szybko znalazłyśmy wspólny język. W międzyczasie poznałam Masatake, mojego obecnego męża. Potem ja zaszłam w ciążę i zajęłam się domem, a Sayie poszła na studia prawnicze.
- Jest pani tego pewna? W moich papierach nie mam nigdzie wzmianki o wykształceniu prawniczym powódki.
- Bo ich nie skończyła przez tę aferę z Demi, jej kuzynką. Tak teraz sobie myślę, że to może być ważne…
- Ani mi się waż, stara kwoko! - wrzasnęła raszpa, trzaskając obiema dłońmi o blat. Sayumi popatrzyła na nią nieco spłoszona. - Jeśli powiesz choć sło…
- Proszę o spokój, bo nałożę na panią karę! - przerwał jej sędzia, trzaskając młotkiem w metalową podstawkę.
- Proszę bez obaw kontynuować. Zapewniam panią, że nic się pani nie stanie - spokojny baryton Sano-ojisana był naprawdę uspokajający, dlatego Sayumi kiwnęła nieco odważniej głową.
- To było mniej więcej wtedy, jak Sayumi kończyła trzeci semestr… Nie, trochę później, bo byliśmy już po imprezie sesyjnej, jak mój Masatake złamał rękę. Demi zakochała się wtedy w jakimś mężczyźnie. Mówiła, że był kilka lat od niej starszy i był młodym lekarzem. Myślała, że miała u niego szanse, dlatego bardzo szybko się zmieniła: zaczęła nosić bardziej kobiece ubrania, malować się, interesować modą i innymi takimi sprawami, które Sayie jej podpowiedziała jako te kobiece. Ja jej mówiłam, żeby najpierw spróbowała tego swojego ukochanego poznać, porozmawiać z nim zamiast tylko pokazywać się w jakiś wyzywających sukienkach, ale ona wydawała się to ignorować. W końcu stwierdziła, że pójdzie do tego mężczyzny i wyzna mu swoje uczucia. Konkretniej rzecz ujmując, pod wpływem Sayie, Demi zrobiła to na wspólnej imprezie przy wszystkich ludziach. Jak nietrudno się domyślić, ten mężczyzna ją zupełnie odrzucił, a kilku jego kolegów wyśmiało całą sytuację i Demi. Po tym wszystkim się naprawdę załamała, a dwa tygodnie później znaleziono jej martwe ciało. Powiesiła się w akademiku, a w liście pożegnalnym napisała, że to przez tego mężczyznę.
- Dobrze, ale co to ma wspólnego z powódką?
- Po tym wszystkim Sayie się naprawdę zmieniła. Porzuciła naukę, zaczęła chodzić na imprezy, co to każdy wiedział, co się na nich wyprawia, zaczęła zmieniać mężczyzn częściej jak bieliznę. Myślałam, że to jakaś trauma po stracie ukochanej kuzynki i w końcu się pogodzi ze wszystkim. Tak też się stało, jakieś dwa lata później związała się z Liweiem, ojcem Heia. A przynajmniej myślałam, że się ustatkowała. Do momentu, aż bez najmniejszej żenady uwiodła mojego męża. To podła i wyrachowana kobieta.
- Rozumiem już źródło pani stosunku do powódki. Ale czy ta historia ma jeszcze jakieś znaczenie dla sprawy poza tak pobocznym? Mówiła pani tak, jak gdyby to było coś ważnego nie tylko dla pani, ale również teraz, przed sądem.
- Owszem. Dość długo nie skojarzyłam tych dwóch wydarzeń, ale ostatnio przeglądałam stare zdjęcia i natknęłam się również na kilka fotek z tej imprezy. Wtedy też przypomniała mi się Demi. Mężczyzną, w którym się zakochała był nikt inny jak Liwei. Biorąc pod uwagę, co wiem teraz, jestem święcie przekonana, że już te dwadzieścia cztery lata temu sobie wszystko zaplanowała i jakoś uwiodła Liweia w zemście za upokorzenie Demi.
- Rozumiem, że wcześniej pani tego nie wiedziała.
- Nie. Na pewno zerwałabym z nią kontakt jeszcze szybciej, gdybym wiedziała, że tak się stało. Żałuję tylko, że w swojej zawiści postanowiła nawet mieć dziecko. To bardzo krzywdzące Heia.
- To bardzo wiele wnosi do sprawy. Myślę, że powiedziała już nam pani więcej, niż ktokolwiek oczekiwał. Nie mam więcej pytań do świadka, natomiast wnioskowałbym o ponowne przesłuchanie powódki.
- Rozumiem.  Czy ma pani jakieś pytania do świadka, Miyagiji-san?
- Nie, świadek wyraźnie jest stronniczy i będzie chciała pogrążyć moja klientkę za wszelką cenę.
- W takim razie świadek może usiąść. Proszę powódkę o zajęcie miejsca przesłuchań - raszpa, z miną wyrażającą wściekłość, wstała i na sztywnych nogach przeszła na fotel przy sędzi, stukając nadzwyczaj głośno obcasami. Usiadła i założyła nogę na nogę z wyniosłością. - Powódka jest do pana dyspozycji, proszę pytać.
- Słyszała pani, co powiedziała świadek przed panią. Czy rzeczywiście ożeniła się pani z Liweiem Guyie powodowana chęcią zemsty?
- Nie graj takiego profesorka, Sano. Oboje dobrze wiemy, że gdyby nie Liwei, Demi by ciągle żyła.
- Proszę odpowiedzieć na moje pytanie, pani Honami.
- Pani Honami? No dobra, pograjmy po twojemu. Tak, ożeniłam się z nim tylko po to, żeby ten skurwysyn zapłacił za to, co zrobił. Zasłużył sobie na to. Miałam zamiar rozkochać go w sobie, wydoić do suchej nitki i kopnąć w tyłek, ale znalazł sobie tego bastarda i musiałam czekać, aż synalek dorośnie, bo to on by został z większością kasy. A potem ktoś się nim zajął skuteczniej ode mnie i zdechł. Całą moją forsę przepisał na tego gówniarza.
- Czyli przyznaje pani, że chce pozbawić swojego syna spadku tylko przez zawiść do zmarłego małżonka.
- Swojego? Nie kpij sobie ze mnie, dobrze? Oboje dobrze wiemy, że jestem bezpłodna, a bękart nie jest mój, tylko jakiejś suki „z dobrego domu”. Mam ci przypomnieć, jak fałszowałeś akty urodzenia? Nie martw się, sprawa i tak się przedawniła. Powinieneś mi być wdzięczny, że cię nie wsypałam.
- Sano-ojisan, o czym ona mówi? - nie wytrzymałem i popatrzyłem nierozumiejącym wzrokiem na prawnika. - To tylko kolejne kłamstwo, prawda?!
- Hei, potem ci to wszystko wytłumaczę… - mężczyzna odwrócił wzrok, nie chcąc mi spojrzeć w oczy. Musiałem się przytrzymać oparcia krzesła, żeby z niego nie spaść.
- Nie potem, tylko teraz. Ty wiedziałeś, że ona… że ona nie… - nie wiedziałem, co ze sobą zrobić. Moje życie nigdy nie było równiutką układanką, ale zbieraniną niepasujących do siebie elementów trzymających się kupy tylko przypadkiem. Teraz zaczynały się sypać zupełnie. Zrobiło mi się ciemno przed oczami.
- Nie wygląda pan najlepiej - stwierdził sędzia, ale nie byłem pewny, do kogo. - Czy powinniśmy zrobić chwilę przerwy? - podniosłem wzrok, żeby sprawdzić, kogo pyta. Mężczyzna patrzył prosto na mnie spokojnie.
- Prosiłbym - odpowiedziałem w końcu cicho.
- W takim razie zarządzam dziesięć minut przerwy. Powód może opuścić salę - gdy tylko sędzia wypowiedział te słowa, podszedł do mnie Soujirou i protekcjonalnie położył rękę na moich plecach.
- Chodź, kochanie - wyszeptał mi do ucha, pomagając wstać. Nogi odmówiły mi posłuszeństwa, dlatego musiałem się oprzeć na szerokiej piersi aktora.
Wyszliśmy, a tuż za nami podążył Sano-ojisan. Kątem oka zobaczyłem jeszcze rozśmieszoną raszpę, a jej kpiącego uśmiechu nie zapomnę chyba do końca życia.
Soujirou posadził mnie na ławce przed salą, podał butelkę zabraną jeszcze przed wyjściem i usiadł obok, pozwalając, bym oparł się na jego ramieniu. Przez kilka minut walczyłem jeszcze z brakiem powietrza w płucach i przemożną chęcią ucieczki.
- Souji… - wyszeptałem w końcu łamiącym się głosem i wtuliłem w materiał jego kurtki. Nigdy bym nie przypuszczał, że wiadomość o tym, że ta stara prukwa nie jest moją matką tak mocno mnie zaboli. Czułem się oszukany, ale nie przez nią, a przez własnego ojca i wszystkich dookoła. Dlaczego nikt mi nigdy nie powiedział, że moja prawdziwa matka jest gdzieś indziej?! Być może tęskniła za mną i była wspaniałą kobietą, dzięki której wszystko wyglądałoby dzisiaj inaczej... !
- Cii, mój mały lisku, nie myśl o niczym - wyszeptał niskim głosem Soujirou, głaszcząc mnie po włosach.
- Hei, możemy na chwilę? - spytał w końcu Sano-ojisan, stojąc oparty o ścianę naprzeciwko.
- Dlaczego mi nigdy nikt nie powiedział? - spytałem zamiast tego.
- O wszystkim wiedzieliśmy tylko ja i Sayie-chan. I twój ojciec, oczywiście - przyznał mężczyzna. Irytowało mnie, jak spokojny był jego głos, gdy to mówił. Soujirou wyraźnie to zauważył, bo czule zgarnął włosy z mojego czoła za ucho i pogłaskał mnie po szyi. Wzdrygnąłem się, gdy poczułem jego zimny dotyk, ale nie zaprotestowałem, powtarzając sobie w myślach, że przecież Soujirou nic mi nie zrobi. Trochę pomogło. - To on chciał, żeby twoje pochodzenie zostało sekretem, a ja nie miałem powodu mu odmówić. Dopóki żył Liwei, myślałem, że sam ci to powie, a potem zawsze była nieodpowiednia chwila. Szczerze mówiąc jestem zdziwiony, że Sayie-chan tak długo nic ci nie powiedziała. Chociaż może wiedziała, że i tak nic to by nie zmieniło w obecnym stanie papierów.
- Kim ona jest?
- Twoja matka? - skinąłem lekko głową. - Nie mam pojęcia. Liwei nie chciał mi nic powiedzieć bez względu na to, ile pytałem. Zastanawiałem się nawet nad tym i doszedłem do wniosku, że to chyba musiała być jakaś kokko spotkana w Chinach, inaczej nie odziedziczyłbyś czarnych genów, prawda? Liwei dość często jeździł wtedy do Chin na życzenie ojca i kilka dni po jednym z przyjazdów po prostu przyszedł do mnie z małym becikiem na rękach - dopiero po słowach mężczyzny zorientowałem się, że faktycznie, mogłem być kokko jedynie wtedy, gdyby matka była równie wysoko w hierarchii Vulpes. Sam nie wiedziałem, dlaczego do głowy mi przyszła Lucy.
- Tata mówił coś o mojej matce? - spytałem po chwili milczenia.
- Wspominał, że była to piękna i mądra kobieta, dzięki genom której jego syn na pewno wyrośnie na najlepszego człowieka, jakiego był sobie w stanie wyobrazić. Mówił też, że nie mogłeś zostać przy matce przez jej trudne położenie, ale nie chciał wejść w szczegóły, więc ci nie powiem, o co chodziło - mężczyzna podszedł do mnie i kucnął tuż przed ławką. - Hei, wiem, że pewnie czujesz się teraz oszukany, ale mogę cię zapewnić o jednym. Twój ojciec kochał cię nad życie i zrobiłby wszystko, żeby zapewnić ci bezpieczeństwo i dobre warunki do życia. Gdy się spotykaliśmy, potrafił kilka godzin przegadać tylko o tobie. O tym, jak zacząłeś stawiać pierwsze kroki, jaki narysowałeś mu rysunek na urodziny, ile już potrafisz przeczytać i tak dalej. Czasami trudno było nawet porozmawiać o temacie spotkania, jak się porządnie rozkręcił. Nigdy też nie pił, bo twierdził, że powinien być zawsze gotowy do szybkiego powrotu do domu, gdybyś tylko zadzwonił, że coś się stało w domu.
- Więc dlaczego nie powiedział mi, kto jest moją prawdziwą matką, co?! Dlaczego trzymał cały czas pod dachem tą sukę, skoro gdzieś tam była kobieta, która by mnie kochała?! - wrzasnąłem na cały korytarz, wstając. - Przecież musiał wiedzieć, że jego żona to kurwa, nawet, jeśli ja się nie przyznawałem do tego, co wiem… - dokończyłem słabym głosem, opadając na ścianę za sobą.
- Nie wiem, Hei, nie mi to osądzać. Wiem tylko, że bardzo długi czas próbował, by Sayie-chan stała się twoją prawdziwą matką.
- Souji… zabierzesz mnie do domu? Dokończcie beze mnie, ja już nie mam na to siły. Niech bierze, co chce i zniknie z mojego życia na tyle skutecznie, bym jej nigdy nie zobaczył na oczy - oznajmiłem sucho i udałem się do wyjścia w towarzystwie Soujirou. Pewnie źle to wyglądało dla sądu, ale było mi wszystko jedno.

~~^.^~~

- Jeśli masz mi coś do powiedzenia, to zrób to teraz - oznajmiłem beznamiętnym tonem, bezmyślnie zapinając pasy. - Mam dosyć ciągłego rozdrapywania starych ran na raty.
- Nie wiem, o czym mówisz, mój mały lisku - głos Soujirou był jak zwykle miękki i melodyjny.
- O naszym rozstaniu - jeżeli miałem też stracić mężczyznę, wolałem, by stało się to tu i teraz zamiast przeżywać kolejny atak za kilka dni, może tygodni. A że to już koniec, byłem pewny. W końcu jaki normalny człowiek chciałby układać sobie przyszłość z kimś tak wyklętym przez bogów i ludzi, jak ja?
- Jeśli chodzi o mnie, to ostatnią rzeczą, o jakiej myślę, jest rozstanie z tobą - odpowiedział, gładząc mnie po policzku, ale ja w to już nie wierzyłem. Nie istnieją ludzie aż tak idealni i cierpliwi. - I mam nadzieję, że z twojej strony sprawa wygląda podobnie. Pojedziemy do mnie do mieszkania, weźmiesz ciepłą kąpiel i wpakujesz się do łóżka z jakąś dobrą książką, co? - uśmiechnął się lekko w moim kierunku, odpalając stacyjkę. - I nie myśl już o tym, co usłyszałeś przed chwilą, nic dobrego z tego nie zyskasz. Jestem przy tobie i nigdzie się nie ruszam, najdroższy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze wulgarne, obraźliwe lub w inny sposób naruszające netykietę usuwam. Proszę na nie nie reagować.
Komentarze niedotyczące bloga proszę umieszczać w zakładce SPAM, inaczej zostaną one usunięte. Dziękuję za wyrozumiałość.